Opowieść o życiu
i odchodzeniu naszego Ojca
Księdza Biskupa
Wacława Świerzawskiego
Zawichost, w pierwszą rocznicę śmierci
7 października 2018
Maryja
jest najdoskonalszym obrazem,
dzięki Wniebowzięciu ukazującym,
w jaki sposób spełnia się nasza ostateczna nadzieja,
co dzieje się z człowiekiem
wchodzącym na horyzont dramatycznego przejścia –
tej paschy, kiedy śmierć kończy swoje panowanie.
Bo przez całe życie umieramy,
a w momencie śmierci jest jej koniec !
† Bp Wacław Świerzawski
Słowo wprowadzające
Bardzo trudno jest opowiedzieć życie Bożego kapłana, człowieka o tak bogatej osobowości, tak dynamicznych działaniach, a równocześnie o tak wyrazistym profilu kapłaństwa oddanego całkowicie Chrystusowi-Kapłanowi i Jego misterium – zwłaszcza w niecały rok po odejściu „z krainy cieni do Rzeczywistości”. W przedstawionym tekście znalazły się więc nieuniknione powtórzenia niektórych wątków, ale i braki, które kiedyś mogłyby zostać uzupełnione.
W konstruowaniu biogramu Księdza Biskupa Wacława Świerzawskiego pomocne nam były fragmenty wywiadów, jakich na prośbę rozmówców udzielił nasz Ojciec: były to głównie wywiad na potrzeby filmu Krakowskiej Telewizji Katolickiej (interesowała ich przede wszystkim faktografia) i dla Wydawnictwa oo. Pijarów zwanego „eSPe Kraków”.
W części faktograficznej korzystałyśmy z niektórych osobistych wypowiedzi Księdza Biskupa, wyróżniając je wtedy cudzysłowem ostrokątnym (« »). Po chronologii wydarzeń zostały przytoczone obfite fragmenty wspomnianych wywiadów, które bardzo żywo i plastycznie opisują sylwetkę i dzieje naszego Ojca, i to przez pryzmat jego własnych interpretacji. Na końcu dołączyłyśmy kilka charakterystycznych cytatów z pism i mów Księdza Biskupa.
Niektóre fakty, a zwłaszcza ich okoliczności, były nam nieznane, więc z radością oddajemy tekst w ręce tych, którym pamięć o Księdzu Biskupie jest droga.
Jadwiżanki wawelskie
Czyśćcem świętych na ziemi
jest tęsknota za ostatecznym połączeniem z Bogiem przez śmierć.
Choć chcą wciąż trudzić się, aby służyć,
to wiedzą,
że ze śmiercią wkraczają w nowy
doskonalszy rodzaj służby i owocności.
Zarazem zżerająca tęsknota za Umiłowanym
jest źródłem nieubłaganego oczyszczającego ich cierpienia.
Trzeba nam z czystą intencją Boskiej agape
patrzeć na śmierć ludzi przygotowanych na śmierć.
Patrzeć OD TAMTEJ STRONY,
oczami Boskiej agape, oczami Zmartwychwstałego Chrystusa,
który dla nas rezyduje w Hostii –
i to dla nas pociecha i jedyna droga w świat AGAPE.
† Bp Wacław Świerzawski
I. Faktografia – chronologia wydarzeń
1. Korzenie – dzieciństwo w Złoczowie
Ksiądz Biskup Wacław Świerzawski urodził się w Złoczowie, w województwie tarnopolskim, 14 maja 1927 roku, w święto św. Macieja Apostoła („trzynasty Apostoł”). Wzrastał w klimacie Kresów i żywej wiary prostych, kochających rodziców:
Ojciec, Franciszek Świerzawski (* 1892 † 1979), był hallerczykiem, walczył pod dowództwem gen. Józefa Hallera we Francji (1918) i na froncie ukraińskim (1919), ale jako podoficer – zrządzeniem Opatrzności – nie podzielił losu oficerów wywiezionych do Katynia. Gorący patriota, wielbiciel Marszałka Piłsudskiego, pracował aż do II wojny światowej w kwatermistrzostwie 52. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych. Samouk, o zainteresowaniach humanistycznych, bez formalnego wykształcenia wyższego, rozmiłowany w książkach (gromadził klasykę polską i światową w bibliotece domowej) i w dziełach sztuki, dużo czytał i zapisywał „złote myśli”, mówił płynnie po niemiecku. Poświęcał synom dużo czasu (Tadeusz * 1925, Wacław * 1927), uczył między innymi spostrzegawczości, tak bardzo charakterystycznej dla Ojca w późniejszym życiu.
Matka, Paulina Regina Świerzawska z Winiarskich (* 1894 † 1990), stwarzała ciepły dom, była zapobiegliwa (ogród warzywny, sad, pasieka), kultywowała religijne i rodzinne tradycje.
Katechetą w Złoczowie był ks. Jan Cieński, późniejszy podziemny biskup, byli też inni wspaniali kapłani-katecheci, były książki. Był świątobliwy zakrystian Andrzej (prototyp odkrytej później w kościele św. Marka postaci bł. Michała Giedroycia). Cała młodość Ojca ukształtowana została w wolnej Polsce, a powołanie, które zrodziło się przed wojną, dopełniło się czasem wojennym, który dla naszego Ojca był wejściem w dojrzały czas życia.
Dramatyczne lata wojenne to pierwsza okupacja sowiecka (1939-1941) i okupacja niemiecka (1941-1944) – podczas niej rodzice ukryli któregoś dnia w domu rodzinnym Żydów, by pomóc im przedostać się potem w miejsce bezpieczne. W roku 1944 Ojciec uzyskał maturę na tajnych kompletach
w liceum humanistycznym w Złoczowie, równocześnie chodząc do szkoły handlowej, jedynej akceptowanej przez okupanta, chroniącej przed wywozem na roboty do Niemiec – po nieudanej próbie przedłużenia edukacji w tej szkole (usiłował oblać maturę) podjął pracę w charakterze zakrystiana w złoczowskim kościele, przez co miał bliższy kontakt z liturgią i zyskał wiele praktycznych umiejętności. Kiedy przez Złoczów przeszedł front w 1944 roku, zbombardowany został jego dom rodzinny i rozpoczęła się druga okupacja sowiecka (1944-1945). Po zakończeniu wojny nastąpiła „repatriacja” Rodziców Ojca do Nysy na Ziemie Zachodnie.
2. Powołanie
« U podstaw mojego powołania – powiedział Ksiądz Biskup – leży metafizyczny głód, który odczuwałem już jako dziecko. Jak dalece sięgam pamięcią, wiedziałem „od zawsze”, że mam być księdzem. Było to porcjowanie światła, na które odpowiadała wierność małego chłopca. Było to przede wszystkim światło przyciągające mnie do ołtarza. Nazwałbym to czuciem ołtarza: to była ta głębia, ten ocean, który wciąga, tajemnica...
Druga ważna przyczyna mego powołania to ludzie. Przede wszystkim dom rodzinny. Rodzice piękni, prości, głęboko wierzący – w ich wierze nie było przesadnej pobożności, była prawość: tak-tak, nie-nie. Ojciec nauczył mnie wnikliwego, uważnego postrzegania spraw i zjawisk i rozmiłował w książkach. Matka była przystanią, uczyła rzetelności i poświęcenia. Ludzie to także księża – ks. Jan Cieński (późniejszy biskup, tajnie wyświęcony dla terenów dawnej diecezji lwowskiej), ks. Antoni Kamiński. Księża byli moimi nauczycielami katechizmu i modlitwy, i spowiednikami, to im zawdzięczam bliską więź z Chrystusem poprzez sakramenty.
Był jeszcze jeden ważny w mym życiu człowiek: Andrzej, zakrystian. Widzieliśmy go, my ministranci (on nie wiedział, że go podpatrujemy), jak godzinami się modlił, klęczał lub leżał krzyżem w pustym kościele. A gdy miał już zamykać kościół, mówił (słyszałem to): „Teraz muszę już iść, Panie Jezu, i zostawić Ciebie samego, ale myślą będę przy Tobie”... Był jeszcze przyjaciel, Adaś Oberc. Postanowiliśmy sobie obaj – mieliśmy wtedy może po dwanaście, czternaście lat – że codziennie o godzinie 15.00, czyli w godzinie Męki (wojna miała wiele ze scen Męki Pańskiej) przeczytamy na klęcząco jeden rozdział O naśladowaniu Jezusa Chrystusa Tomasza à Kempis. Każdy z nas klękał w innym kącie kościoła i modliliśmy się w ten sposób. Tylko my dwaj z wszystkich ministrantów zostaliśmy księżmi.
Pytanie o sens istnienia stało się w czasie II wojny światowej szczególnie palące. Jako młody chłopiec widziałem jej okropności. Pamiętam pewne wydarzenie, które pozostawiło we mnie głęboki ślad. Szosą Tarnopolską, ponad naszym domem, szedł konwój niemieckich żołnierzy wziętych przez Rosjan do niewoli. Jeden z jeńców posuwał się z trudem. W pewnej chwili zatrzymał się przy nim sowiecki żołnierz i po prostu go zastrzelił – tamten stoczył się ze skarpy i znieruchomiał niedaleko naszego domu. Wykopałem potem dół i pogrzebałem tam tego żołnierza. To wydarzenie wstrząsnęło mną. Przyszła żywa refleksja: nie nienawiść, lecz miłość może uzdrowić świat, więc trzeba tę Bożą miłość głosić i przekazywać – a któż jeśli nie kapłan może to czynić skutecznie! Miałem jasną świadomość, że w kapłaństwie spełnia się człowiek najbardziej. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że powołanie to dar Boga – ta świadomość przyszła później.
Na moje powołanie złożyło się więc szereg drobnych elementów. Same w sobie, widziane oddzielnie, były może mało ważne. Ale gdy w pewnej chwili spojrzałem na nie wstecz, zobaczyłem jak na dłoni, że to Bóg prowadził mnie wytyczoną pośród tych zdarzeń ścieżką, konsekwentnie i pewnie, bez wahania, bez zatrzymywania się po drodze. Odkrycie tej Jego obecności, stałej w moim życiu, było doświadczeniem, które wycisnęło stały, głęboki ślad na wszystkim, co czyniłem potem jako kapłan. Chrystus jest obecny i można Go spotkać – to zupełnie przemienia życie człowieka, powoduje nieustanną rewolucję. Gdy trzymam w ręku chleb, który pod wpływem słów przeistoczenia przemienia się w Jego Ciało, w Jego Osobę, jest to dla mnie przeżycie wciąż świeże i coraz bardziej zdumiewające! »
3. Seminarium (Lwów, Kalwaria Zebrzydowska)
Po zakończeniu wojny Ksiądz Biskup wstąpił do lwowskiego Wyższego Seminarium Duchownego (1944-49), którego siedziba 20 X 1945 roku została przeniesiona ze Lwowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. Nastąpiła przeprowadzka alumnów wraz z wykładowcami, wychowawcami i całym dobytkiem seminaryjnym. « To, co mi najbardziej kojarzy się z seminarium w Kalwarii, to paki, podróż „na tułaczkę” – a potem wagon węgla, który zaraz na początku zwaliliśmy, żeby mieć czym ogrzewać pomieszczenia zimową porą. Także chór zakonny i wypisana tam sentencja: Ante Deum stantes ne sitis mente vagantes. Si cor non orat in vanum lingua laborat („Kiedy stoicie przed Bogiem, niech umysł wasz się nie błąka. Jeśli się serce nie modli, na próżno język pracuje”). Gościnność bernardynów. Kalwaryjskie dróżki. »
4. Nysa
Ksiądz Wacław ukończył seminarium przed wakacjami 1949 roku,
w 22. roku życia, ale nie mógł przyjąć święceń kapłańskich razem z całym swym rocznikiem, bo z racji zbyt młodego wieku oczekiwał przez pół roku na dyspensę papieską. Przed święceniami, przez pół roku od czerwca do grudnia 1949 roku, posługiwał jako diakon w katedrze św. Jakuba Apostoła w Nysie. Gdy nadeszła dyspensa papieska, 11 grudnia 1949 roku, w trzecią niedzielę Adwentu („Gaudete”), przyjął w Kalwarii święcenia kapłańskie z rąk arcy-biskupa Eugeniusza Baziaka (arcybiskupa metropolity lwowskiego i równocześnie arcybiskupa krakowskiego, „arcypasterza-wygnańca”). Po święceniach pracował dalej w Nysie, teraz już jako wikariusz. Na Uniwersytecie Jagiellońskim obronił magisterium z teologii w 1950 roku.
W katedrze w Nysie (gdzie mieszkali rodzice przesiedleni ze Wschodu, ze Złoczowa) ksiądz Świerzawski zetknął się ksiądz najpierw jako kleryk,
a zwłaszcza jako diakon, i następnie jako neoprezbiter (od grudnia 1949 do czerwca 1950), z duszpasterstwem elitarnym, w którym nacisk położony jest na pracę w małych grupach i formację indywidualną: ksiądz proboszcz Józef Kądziołka zlecił mu pieczę nad Sodalicją Mariańską. W ciągu tej rocznej opieki młodego, niespełna dwudziestotrzyletniego kapłana zrodziły się dwa powołania u chłopców do kapłaństwa i cztery powołania zakonne u dziewcząt. Spotkania w małej grupie, rozmowy w cztery oczy, konfesjonał, lektury (właśnie ukazały się wtedy książki ks. Aleksandra Żychlińskiego, Wtajemniczenie w umiejętność świętych, Pełnia umiejętności świętych, Sacerdos
i Apostolstwo wedle ducha oraz Między heroizmem a bestialstwem ks. Konstantego Michalskiego CM), wspólna modlitwa – oto pierwsze znaczące doświadczenia duszpasterskie.
Doświadczył więc ksiądz Świerzawski zaraz na początku kapłańskiej drogi, jak wielką, niczym nie zastąpioną wartość ma apostolstwo indywidualne, przekaz wiary „od osoby do osoby” (tak to określi w 1975 roku Paweł VI w adhortacji apostolskiej Evangelii nuntiandi, 46), jak ważne dla zakorzenienia w Chrystusie jest kierownictwo duchowe i świadectwo życia przekazywane dalej „z serca do serca”. Zrozumiał – często to powtarzał – że uczestnicy zgromadzeń liturgicznych muszą być osobiście formowani przez duszpasterza i że bez tego niemożliwe jest kształtowanie żywych wspólnot parafialnych.
Krótkie, bo zaledwie miesięczne zastępstwo w Zebrzydowicach koło Kalwarii w zakładzie dla nieuleczalnie chorych psychicznie, które Ksiądz podjął na zlecenie Księdza Arcybiskupa Baziaka, pokazało mu, jako młodemu, wrażliwemu kapłanowi ogrom ludzkiego cierpienia i nałożyło się na wcześniejsze jego doświadczenia okresu wojny. Następnie ksiądz Świerzawski skierowany został do Lasek na stanowisko kapelana-suplenta przy zakładzie dla niewidomych prowadzonym przez Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża; tu spotkał sługę Bożą Matkę Czacką i całe środowisko zbudowane przez sługę Bożego ks. Władysława Korniłowicza.
Pełnił tę funkcję niedługo, bo przez cztery miesiące, od sierpnia do listopada 1950 roku, ale zdążył tam też poznać legendarne „ósemki”. Założona przez Marię Okońską i sługę Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego wspólnota – która dziś nosi nazwę „Pomocnice Maryi Jasnogórskiej Matki Kościoła” – nie miała jeszcze wtedy statusu instytutu świeckiego, szukała swego kształtu.
Ksiądz wyjechał z Nysy ze świadomością potrzeby duszpasterstwa elitarnego i troski o powołania – zetknięcie się z środowiskiem Lasek przyniosło nowe ważne doświadczenie: spotkał tam ideę życia konsekrowanego w świecie. Poznał bliżej kilka pań, które tam często przyjeżdżały, i dowiadywał się od nich pilnie o tej formacji, o tym innym rodzaju „elitarnego duszpasterstwa”, tak różnym od Sodalicji i życia zakonnego, a tak obiecującym dla życia Kościoła. Całkowite oddanie się Bogu a równocześnie pozostawanie w świecie, życie w zwyczajnych warunkach rodzinnych, zawodowych, społecznych – to otwierało drogę powołania niezwykłą i oryginalną.
5. Cieszanów (1950 – 1952). Odkrycie Liturgii
Nagłe przeniesienie (spowodowane podjęciem na własną rękę studiów – niedoświadczony młody kapłan poinformował swego Biskupa o zapisaniu się na studia doktoranckie, zamiast wcześniej poprosić go o zgodę) przerwało te kontakty. List Księdza Arcybiskupa Eugeniusza Baziaka odwoływał go
z Lasek i kierował do Cieszanowa, pod wschodnią granicę, na teren (skrawek w granicach Polski) archidiecezji lwowskiej.
Ksiądz Świerzawski został wikariuszem w Cieszanowie w Adwencie 1950 roku. Proboszcz tamtejszej parafii św. Wojciecha, ksiądz Józef Kłos, rodem zresztą z Cieszanowa, był wcześniej wikarym w parafii św. Marii Magdaleny we Lwowie, gdzie proboszczem był ksiądz Gerard Szmyd (*1885 – †1938), znakomity liturgista, „lwowski Kordel”. Po śmierci księdza Szmyda ksiądz Kłos, wysiedlony ze Lwowa, zabrał do Cieszanowa jego ogromną, wspaniałą bibliotekę. Na ten właśnie księgozbiór natrafił więc w Cie szanowie młody wikary i podczas półtorarocznej posługi spenetrował go więcej niż dokładnie. Gdy wyjeżdżał, został przez proboszcza obdarowany sporą porcją książek, które mógł sam sobie wybrać. Stały się one skromnym, lecz znaczącym, zaczątkiem jego własnej biblioteki, w której zgromadził później kilka tysięcy pozycji z zakresu biblistyki, teologii liturgii, teologii życia wewnętrznego i dziedzin pokrewnych.
Ale w Cieszanowie, obok zwykłej pracy duszpasterskiej i kateche-tycznej (którą dzielił z dwoma wikarymi, ks. Romanem Centelewiczem i ks. Henrykiem Pyrihem), spotkały księdza Świerzawskiego dwa bardzo ważne wydarzenia, które stały się kolejną cegiełką postawioną na poprzednich
i wpłynęły na fascynację Chrystusem obecnym w Eucharystii: odkrył misterium Liturgii i po raz pierwszy głęboko doświadczył tego misterium.
Na samym więc początku kapłańskiej drogi, rok po święceniach, młody wikary przeżył coś, co sam nazywa kryzysem kapłaństwa. Kryzys ten dotyczył wiary w obecność Pana Jezusa w Hostii: jest w Hostii czy Go tam nie ma? Dokonując codziennie Przeistoczenia, wypowiadając słowa konsekracji, musiał znaleźć na to pytanie odpowiedź. Chrystusowa Obecność wydawała mu się tak szokująca, że aż nieprawdopodobna, a konsekwencje tej Obecności wstrząsające.
Szukając wyjścia z tego kryzysu, nawiązywał do tej sprawy
w rozmowach i zwrócił się o pomoc – w tym również poprzez konfesjonał – do swego proboszcza, znając jego wiarę i pobożność eucharystocentryczną, i je-go roztropną mądrość.
Ks. Kłos pomógł swojemu młodemu wikaremu. Ale pomogły mu też książki, których miał pod ręką taką obfitość.
I to właśnie książki zaczęły mu nagle odsłaniać świat Świętej Liturgii. Na razie był to świat sacrum „z zewnątrz”, świat Obecności na ołtarzu i w innych sakramentach. Ale pewien wypadek spowodował powstanie pomostu między wiedzą zdobywaną z teologii liturgii a własnym życiem wewnętrznym cieszanowskiego wikariusza.
Otóż – jak sam opowiada – jechał raz do chorego z Panem Jezusem
i nie zdążył. Chory zmarł. Wikary zapytał domowników, czy któryś
z nich jest gotowy przyjąć Komunię, ale niestety nikt nie był gotowy. Ksiądz spożył więc Przenajświętszą Hostię i tą samą furmanką, która go wiozła w tamtą stronę, wracał na plebanię. I nagle doznał szoku: w drodze do chorego, kiedy trzymał Pana Jezusa w bursie na piersiach, ministrant dzwonił dzwonkiem, ludzie klękali wzdłuż drogi – teraz natomiast nikt nie zauważał, że kapłan nadal wiezie Pana Jezusa, z tą tylko różnicą, że już nie w bursie,
a ukrytego w sobie, wewnątrz.
Był to początek wątku drążonego potem przez całe życie: Obecny
z ołtarza przemieszcza się do ludzkiego wnętrza i wciąż pragnie tam przychodzić – więc cały wysiłek nawiązania z Nim kontaktu, jednoczenia się
z Nim, powinien być w tę stronę skierowany: ku własnemu wnętrzu. Odkrycie mistyki sakramentalnej i apostolstwa wtajemniczania zaczęło się podczas tej pamiętnej drogi powrotnej. Wiedział już, że „kto to odkrył, musi tylko o tym mówić”.
I tak pojawiła się przed księdzem Świerzawskim nagle oczywista dla niego duchowość eucharystyczna, tak droga dla św. Tomasza z Akwinu, którego studium ksiądz rozpoczął z fascynacją już w Cieszanowie, oparta na często powtarzanym zdaniu: Res Sacramenti Eucharistiae est unitas Corporis Mystici Christi. Na tym doświadczeniu oparł też później ksiądz Świerzawski duchowość założonych przez siebie instytutów świeckich: dokądkolwiek pójdziesz, zaniesiesz w sobie Chrystusa (i parafrazując sentencję ulubionego Tomasza à Kempis, mawiał często do tych, którzy chcieli uciekać od trudnoś-ci: dokądkolwiek pójdziesz, zaniesiesz siebie). Odtąd główną osią duszpasterskiej posługi stała się Liturgia jako żywa obecność Obecnego. Nie instrumentalne, a personalistyczne pojmowanie sakramentów: spotkanie i zjedno-czenie z Obecnym – z Chrystusem, z Bogiem Trójjedynej Miłości.
Od księdza Kłosa nauczył się także posługi w konfesjonale. Proboszcz przychodził do kościoła na długo przed Mszą poranną, a ludzie już czekali w kolejce – bo wiedzieli, że przyjdzie. Wielu późniejszych wychowanków zna dobrze odwrotne – wydawałoby się – stwierdzenie księdza Świerzawskiego: jeśli kapłan czeka o stałej porze w konfesjonale, ludzie przyjdą.
W Cieszanowie zajął się ksiądz Wikary również starszymi dziećmi
i młodzieżą. Uczył rozumienia Mszy świętej i śpiewu gregoriańskiego, rozbudzał głód książek. Znowu dwóch chłopców posłał do seminarium w Ny-sie, dwie dziewczyny pojechały do zakonów z jego listami polecającymi.
List Księdza Arcybiskupa wyrwał go z tamtego środowiska równie nagle jak wcześniej z Lasek: ksiądz Świerzawski miał podjąć studia z prawa kanonicznego na Uniwersytecie Warszawskim i przez czas studiów pełnić obowiązki kapelana sióstr Dominikanek Misjonarek w Zielonce (założonych przez o. Jacka Woronieckiego OP dla misji na Wschodzie).
6. Zielonka koło Warszawy (1952-57)
Pobyt w Zielonce to kilka nakładających się na siebie doświadczeń, tworzących powoli osobisty charyzmat, który miał niebawem zaowocować. Zamieszkiwanie w Zielonce miało ułatwić Księdzu studia z prawa kanonicznego, jakże odległe od jego budzącej się pasji poznawczej. Ksiądz Arcybiskup na pytanie i prośbę księdza Świerzawskiego, że chciałby się zająć Liturgią, powiedział mu jednak: „ale ja potrzebuję prawnika!”. Ten bolesny rozdźwięk znajdował uśmierzenie we własnym ratio studiorum. Przeciwwagą były też więzy z Laskami, które ksiądz Świerzawski odświeżył: z Matką Czacką (której zanosił do celi Pana Jezusa w Komunii – była już wtedy ciężko chora), z księdzem Alim (ks. Aleksandrem Fedorowiczem), ale przede wszystkim z „ósemkami”, instytutem świeckim założonym przez Prymasa Wyszyńskiego.
Poznawał tam nowych ciekawych ludzi: spotkał ks. Tadeusza Fedorowicza, Jerzego Zawieyskiego, Antoniego Marylskiego (który pracował w administracji Lasek, a potem został księdzem), a przede wszystkim samego Prymasa Wyszyńskiego, który wiedział o jego kontaktach z „ósemkami”
i patrzył na nie życzliwym okiem – później z Komańczy przesłał mu przez jedną z pań (przez „Lilkę”, Marię Wantowską) obrazek z pozdrowieniami
i błogosławieństwem. Tam wreszcie zderzył się ksiądz Świerzawski z du-chowością Lasek: z duchem św. Franciszka (ubóstwo), św. Benedykta (modlitwa liturgiczna) i św. Tomasza z Akwinu (teologiczne myślenie), co wycisnęło trwały ślad na jego kapłańskiej osobowości.
W Laskach poznawał piękno sprawowanej Liturgii, w której tam często uczestniczył (a ponieważ dobrze śpiewał, proszony bywał o prze-wodniczenie obrzędom liturgicznym, między innymi w Wielki Piątek 1955 roku), sam zaś dał się innym poznać jako ten, kto Liturgię miłuje.
Równocześnie w samej Zielonce zetknął się z grupami i wspólnotami prowadzonymi przez ojców dominikanów (o. Krzysztofa Kasznicę, o. Ema-nuela Działę, o. Bernarda Przybylskiego i o. Ludwika Zmaczyńskiego) oraz przez ojców jezuitów (o. Jana Bajko i o. Edmunda Bulandę). Pomagał im podczas dni skupienia czy rekolekcji, proszony o konferencje i o zastępstwa.
Warszawa – studia, kościół św. Anny i wspólnota kapłanów
Z Zielonki dojeżdżał ksiądz Świerzawski do Warszawy na zajęcia uniwersyteckie. W Warszawie zetknął się z drugim, obok Lasek, znaczącym dla siebie środowiskiem: z duszpasterstwem akademickim w kościele
św. Anny. Tam od razu dał się poznać jako kaznodzieja i konferencjonista –
i od początku włączył się do pracy duszpasterskiej. W tamtych latach ukazywały się w kościołach Warszawy „plakaty z niebieskim paskiem” (idącym po przekątnej) anonsujące tematy wykładów głoszonych w kościele św. Anny w każdy poniedziałek: w I tygodniu miesiąca głosił konferencje Ksiądz Kardynał Wyszyński (nauki społeczne), w II tygodniu ksiądz Zbigniew Kamiński (historia Kościoła), w III tygodniu ksiądz Świerzawski (życie wewnętrzne) i w IV tygodniu zmieniający się konferencjonista.
Kościół św. Anny w Warszawie był środowiskiem, w którym spotykała się ze sobą regularnie – na dniach skupienia i gorących dyskusjach – grupa księży. Byli wśród nich wspomniany ks. Zbigniew Kamiński (rektor kościoła św. Anny), ks. Kazimierz Romaniuk (późniejszy biskup), ks. Zbigniew Kraszewski (również w przyszłości biskup), ks. Bogusław Inlender (późniejszy profesor teologii moralnej na ATK), ks. Bogdan Jankowski (później o. Augustyn OSB, opat tyniecki), ks. Tadeusz Seger, ks. Wojciech Tabaczyński (późniejszy profesor ATK), ks. Jan Twardowski (znany poeta), ks. Tadeusz Kozłowski (duszpasterz akademicki), wreszcie ks. Andrzej Luft (bibliotekarz w Seminarium Warszawskim; ks. Luft, widząc zamiłowanie księdza Świerzawskiego do literatury liturgicznej i ascetycznej, chętnie wyłuskiwał dla niego sporo rzadkich książek-dubletów).
Było to środowisko księży szukających autentycznej, żywej duchowości kapłana diecezjalnego. „Warszawiacy” przyjęli „lwowskiego księdza”, dokonali – jak to mówiono – jego duchowej adopcji. Wspaniałe były te spotkania, wszyscy doskonale się rozumieli i zapalali się wzajemnie do apostolskiej służby. Tworzyli prawdziwą, choć nieformalną, wspólnotę kapłańską. Niektóre przyjazne więzy tam zadzierzgnięte przetrwały próbę półwiecza – a pamięć tych spotkań towarzyszyła księdzu Świerzawskiemu przez wszystkie dalsze lata życia, wraz z coraz głębszym przekonaniem
o możliwości i konieczności tworzenia takich wspólnot kapłanów diecezjalnych.
Odkrycie Liturgii i wspólnoty – i ich wzajemnego powiązania
Trzeba tu dodać jeszcze jeden istotny szczegół. Ksiądz Świerzawski –student, który podczas wykładów z prawa „czytał pod ławką mistyków hiszpańskich” i wchłaniał coraz bardziej teologię życia wewnętrznego, natknął się nagle na wydaną właśnie (w 1953 roku) w serii klasyków filozofii Politykę Arystotelesa. Kupił tę książkę – i przeczytał ją jednym tchem, kreśląc, jak to miał w zwyczaju, różnymi kolorami. To było olśnienie. To było, jak to sam określił, „uderzenie we wszystkie przygotowane klocki, które pod tym wstrząsem ułożyły się w syntezę”. Otóż Polityka Arystotelesa uzupełniła w sposób istotny lukę, jaką dostrzegał w mistyce Jana od Krzyża i Teresy Wielkiej: to, czego mu brakowało w indywidualistycznej mistyce owych porywających przecież tekstów, znalazło dopełnienie w wizji roztaczanej przez wielkiego myśliciela starożytności. Już nie „Bóg i ja”, lecz „Bóg i my”, „Bóg
i wspólnota”.
Ksiądz Świerzawski odkrył nagle – i to zdanie będzie później wiele razy powtarzał – że „korelatem Boga jest wspólnota”. Swoją coraz głębszą
i wnikliwszą fascynację Obecnym w Liturgii, wynikającą nie tylko z pilnego studium, ale i z własnego duszpasterskiego doświadczenia, zobaczył w kon-tekście misterium Kościoła. Zrozumiał to, co potem stało się główną tezą Soboru Watykańskiego II i znalazło wyraz zwłaszcza w dwu kluczowych konstytucjach, Sacrosanctum Concilium i Lumen gentium.
Konsekwencją tych odkryć było to wszystko, co złożyło się na duszpasterską posługę, podejmowaną – z własnej inicjatywy, czy lepiej mówiąc, z palącej potrzeby – w kaplicy sióstr dominikanek w Zielonce. Młody kapłan rozumiał, że sama natura Liturgii domaga się wspólnotowego jej sprawowania, że właśnie podczas Świętej Liturgii, jak to ujął potem Sobór, „Chrystus przygarnia Kościół, swoją umiłowaną Oblubienicę” (por. KL 7).
Wspólnota eucharystyczna
– kapelan sióstr dominikanek w Zielonce
Szlif duszpasterski wyniesiony z Cieszanowa, nowe doświadczenia wynikłe ze współpracy ze wspólnotami przyjeżdżającymi do Zielonki i coraz głębsze poznawanie misterium Liturgii sprawiły, że ksiądz Świerzawski od początku pracy w Zielonce zaczął tworzyć własne środowisko.
Coniedzielna Msza święta w kaplicy sióstr dominikanek, katechezy głoszone w tygodniu zaczęły przyciągać ludzi. Młody kapłan wyjaśniał tym, którzy go słuchali, podstawowe, żywe prawdy o misterium zbawienia od-słaniającym się w roku liturgicznym, mówił o Mszy świętej i sakramentach, uczył pracy nad sobą, podsuwał lekturę (z własnych oszczędności kupował
i rozdawał książki), uczył modlitwy-medytacji i śpiewu gregoriańskiego –
a przede wszystkim tak sprawował Świętą Liturgię, że budził wiarę w obecność Chrystusa w Hostii. Wiele osób zaczęło korzystać z jego posługi w sakramencie pokuty (konfesjonał w nieopalanym kościele parafialnym stał się miejscem regularnych dyżurów księdza Kapelana a przełożona dominikanek nieraz przynosiła mu koc, by się nie przeziębił).
Jak powstała Wspólnota Przenajświętszej Trójcy?
Wszystko to, co łączyło się z pobytem w Zielonce, złożyło się na osobowość księdza Świerzawskiego jako Założyciela wspólnot i ostatecznie ukształtowało w nim charyzmat założycielski. Dla stałej grupy ludzi gromadzących się wokół ołtarza Eucharystii w kaplicy sióstr dominikanek stawał się ten dwudziestokilkuletni kapłan mystagogiem odsłaniającym wydarzenie sakramentalnego spotkania, stawał się ich kierownikiem duchowym – i wreszcie dostrzegł wśród nich te, który były gotowe iść za Chrystusem drogą rad ewangelicznych.
Gdyby można było podsumować jednym zdaniem okres pobytu Księdza w Zielonce, trzeba by ująć te wydarzenia w parafrazę słów o. Piusa Parscha (też bardzo często przez niego cytowanych): „Uczyniłem w życiu trzy odkrycia: Liturgię, wspólnotę i ich wzajemne powiązanie”. Tym wzajemnym powiązaniem jest mistyka sakramentalna – mistyka sięgająca z jednej strony najintymniejszej osobistej więzi człowieka z Bogiem poprzez eucharystyczne, sakramentalne zjednoczenie, z drugiej strony w sposób konieczny ogarniająca więzią miłości innych ludzi uczestniczących
w sakramentalnym spotkaniu – a także tych, których trzeba, poprzez udział w potrójnej misji Chrystusa, do tego spotkania doprowadzić.
Warto jeszcze w kontekście Zielonek zauważyć, że tamtejsze siostry dominikanki, założone przez o. Jacka Woronieckiego OP, niosły w sobie pragnienie ewangelizowania terenów za wschodnią granicą – bo po to je o. Woroniecki założył. Spełnienie się tego przeznaczenia ich charyzmatu nie było w tamtych czasach możliwe, ale owa idea misji ziem kresowych i dalszych była księdzu Świerzawskiemu bliska nie tylko dlatego, że miał tam swoje rodowe korzenie! Ksiądz Świerzawski pragnął misji ewangelizacyjnej.
Idea modlitwy i ofiary za kapłanów
W sposób naturalny zaczęła się z zielonkowskiej wspólnoty eucharystycznej wyłaniać wspólnota życia konsekrowanego. Od trzech zwłaszcza dziewcząt „szedł rezonans” na to wszystko, co młody ksiądz Kapelan mówił w homiliach, konferencjach i w konfesjonale. Już wiedziały, że mają się oddać Chrystusowi bez reszty. Ale jak? Co to miało być?
Idea instytutów świeckich, które zostały powołane do istnienia przez Kościół zaledwie pięć lat przed przybyciem księdza Świerzawskiego do Zielonki, była jeszcze zbyt mało znana. Lecz taki styl życia zaczął się powoli jawić jako ten właśnie, którego wszyscy czworo dla Wspólnoty pragnęli. Do słuchania homilii i konferencji, do codziennej już teraz Mszy świętej i kie rownictwa duchowego w konfesjonale doszły jeszcze dni skupienia, wspólne modlitwy i wspólne rozmowy.
Ksiądz zaczął szukać odpowiedniej lektury o życiu konsekrowanym.
De virginitate św. Augustyna, Sacra virginitas Piusa XII (w maszynopisie), wreszcie Provida Mater Ecclesia, kluczowy dokument erygujący 2 lutego 1947 roku instytuty świeckie – to były pierwsze i podstawowe teksty.
Dokumentacja dotycząca instytutów świeckich była wówczas oczy-wiście oficjalnie niedostępna. Powielana konspiracyjnie w maszynopisach, była również konspiracyjnie przekazywana, i to tylko osobom zaufanym. Ksiądz Świerzawski zdobył wówczas egzemplarze wszystkich trzech dokumentów: Provida Mater Ecclesia, Cum Sanctissimus i Primo feliciter były przez całą czwórkę – Księdza i trzy dziewczyny – pilnie czytane i dysku-towane. Te pierwotne egzemplarze przechowywane są do dziś w archiwum Księdza Biskupa: bibułowa przebitka formatu A5, ze słabo widoczną wyblakłą czcionką, oprawiona w okładkę z szarego papieru pakunkowego, spiętą z tekstem metalowymi zszywkami...
Pewnych inspiracji dostarczyły też księdzu Świerzawskiemu kontakty z „ósemkami” i ze wspomnianymi grupami osób (jak można się było domyślać, konsekrowanych), które pojawiały się w Zielonce na rekolekcjach czy dniach skupienia. Zwłaszcza jednej z tych grup przypatrywał się ksiądz Świerzawski z bliska. Przełożoną jej była wówczas pani Wielowieyska, lekarka, rodzona siostra matki Marii Wielowieyskiej, przełożonej generalnej zielonkowskich dominikanek, a opiekunem tej świeckiej wspólnoty był
o. Krzysztof Kasznica OP.
Formacja trzech mieszkanek Zielonki trwała przez cały czas pobytu Księdza w tej miejscowości. Patronat Trójcy Przenajświętszej jawił się jako prosta konsekwencja fascynacji Liturgią: to Ojciec posyła Syna w Duchu
a Syn prowadzi Kościół w Duchu Świętym do Ojca. Pośredniczą w tym kapłani, bez nich misterium Chrystusa i Kościoła uobecniane w Liturgii nie może istnieć. Stąd oczywista konieczność: trzeba otoczyć życie kapłanów nieustanną modlitwą i ofiarą. Taki cel szczegółowy dał tworzonej wspólnocie ksiądz Świerzawski. Gdy wyjeżdżał z Zielonki, odwołany po wakacjach przez Księdza Arcybiskupa Baziaka do pracy duszpasterskiej w Krakowie, dwie panie złożyły na jego ręce pierwsze śluby.
Był wrzesień 1957 roku. W ten sposób zaczęły się dzieje Wspólnoty Przenajświętszej Trójcy.
7. Kraków, duszpasterstwo u św. Anny (1957 – 1965)
W Krakowie został ksiądz Świerzawski skierowany – jako duszpasterz akademicki – do kolegiaty św. Anny. Początek był z różnych względów trudny. Środowisko krakowskie, bardzo specyficzne, było obce mentalności „lwowskiego księdza”. Ale stopniowo zaczęła się duszpasterska praca według metody dobrze już sprawdzonej w Zielonce. Młodzież akademicka gromadziła się wokół nowego duszpasterza w niedziele o 12.00 („Msza studencka”), codziennie o 7.00 rano i we wtorki, kiedy po wieczornej Mszy świętej o 19.30 głosił prawie godzinną konferencję. Pięćdziesiąt, osiemdziesiąt osób we wtorki, kilkaset w niedziele – to była stała grupa. Jakże inna niż w Zielonce, ale również wsłuchana, skupiona, poddająca się niezwykłemu klimatowi sprawowanej Liturgii i głoszonego słowa.
I tu budował Ksiądz Świerzawski wspólnotę – przez dni skupienia, rekolekcje zamknięte, obozy wędrowne i na nich przez sprawowane w lesie Msze, spotkania „andrzejkowe”, „sylwestrowe”, w domach u zaufanych studentów przez studium teologii i filozofii (na przykład Tomizmu Gilsona), przez spotkania z profesorami (bo w duszpasterstwie akademickim była też kadra nauczająca z odpowiednim dla niej programem intelektualno-formacyjnym). Równocześnie był Ksiądz katechetą szkolnym (w wymiarze 16 godzin tygodniowo) w Technikum Elektrycznym przy ul. Loretańskiej
i wykładowcą liturgiki na Papieskim Wydziale Teologicznym.
A tak mówił nasz Ojciec o swej relacji z przyszłym Papieżem:
« Kiedy przyszedłem do Krakowa (1957), Karol Wojtyła nie był jeszcze biskupem, został nim rok później, 28 IX 1958 roku, we wspomnienie
św. Wacława, otrzymując sakrę biskupią w katedrze na Wawelu (której pierwszym patronem jest św. Wacław męczennik). Spotkałem go poprzez duszpasterstwo akademickie – były to zbiorowe spotkania, jeszcze bez osobistego kontaktu.
Czym było duszpasterstwo akademickie w tamtych czasach? Jawili się duszpasterze o specyficznych dominantach i przy nich gromadzili się ludzie
o podobnych profilach duchowych. Tak więc profile duchowe grup studenckich i jednostek określone były przez cechy duszpasterzy. Było to bowiem duszpasterstwo elitarne, elity Kościoła, małe grupy ludzi przygotowywanych do odegrania w przyszłości ważnej roli w społeczeństwie Kościoła i Ojczyzny.
Jako duszpasterz akademicki byłem inwigilowany, jak każdy duszpasterz w tamtych czasach (w aktach SB przy próbie werbunku otrzymałem pseudonim „Kapelan”, potem pseudonim „Czarny”). Ciekawe, że studenci byli w pewnej sprawie mało pomysłowi: Wojtyłę nazywali „Wujek”, mnie „Wuj”. Chodziło oczywiście o konspiracyjne określenia, o ukrywanie się przed wszędobylską UB.
Z dużym uproszczeniem można powiedzieć, że wokół Karola Wojtyły gromadzili się ludzie o takich właśnie planach i aspiracjach, pragnący wpływać na różne dziedziny życia społecznego (nauki ścisłe i humanistyczne). Wokół mnie skupiali się szukający pogłębienia życia wewnętrznego, bliskości z Chrystusem obecnym w Liturgii. Ks. Jana Pietraszkę chętnie słuchali ludzie wrażliwi, potrzebujący dotykania psychologicznych strun ludzkiej osobowości, zwłaszcza kobiety. W duszpasterstwie dominikańskim przeważali studenci poszukujący filozoficznego uzasadnienia wiary (sławne „rekolekcje dla niewierzących”), eksperymentowania w dziedzinie modlitwy, śpiewu i w intepretacji modelu życia chrześcijańskiego. Jezuici koncentrowali się na środowisku studentów medycyny.
Dla „miasteczka studenckiego” (duże skupisko domów akademickich) charakterystyczne było duszpasterstwo masowe, tam były zawsze tłumy.
Ks. Albin Małysiak (późniejszy biskup) miał oryginalny zwyczaj przychodzenia wieczorem na końcowy przystanek tramwajowy i zaczepiania studentów tłumnie się z tramwaju wysypujących: „Ty mnie znasz?” „Nie”, odpowiadał zaskoczony student. „A powinieneś, bo ja jestem twoim duszpasterzem akademickim. Codziennie jest tu w kościele o 20.00 Msza święta studencka, przyjdź i przyprowadź kolegę”. Z zaraz zaczepiał następnego: „Ty mnie znasz?”...
Jaki był Ks. Wojtyła jako kaznodzieja? Całkowicie przepracował sposób mówienia: od stylu esejów filozoficznych przeszedł na styl komunikatywny, dostosowany do potrzeb, problemów odbiorcy. Poznałem ten drugi jego styl, będąc świadkiem jego spotkań z młodzieżą. Jak był odbierany? Słuchali go ci, co chcieli. (Tak było z każdym duszpasterzem akademickim – w Krakowie był duży wybór profilów duszpasterskich, każdy mógł znaleźć coś dla siebie).
Po objęciu obowiązków biskupa odszedł od duszpasterstwa w sensie ustrukturowanych, regularnych spotkań, od systematycznych programów, zachowując przy sobie dość liczną grupę najpierw studentów, których prowadził osobiście, potem młodych pracowników nauki, tworzących tak zwane „Środowisko”.
Relacje biskupa a potem kardynała Wojtyły z księdzem a potem biskupem Pietraszką (i ze mną) były w pewnych płaszczyznach bliskie,
w innych odległe z uwagi na całkowitą inność nas trzech – inność osobowościową, inność stylów duszpasterskich, akcentów teologicznych. Były to działania i relacje komplementarne, nie na zasadzie podobieństw, lecz przeciwnie, różnic.
Anegdotycznie pamiętne są „opłatki”, opłatkowe spotkania duszpasterzy akademickich (którzy pracowali w dwu wymiarach: jako duszpasterze studentów i jako duszpasterze pracowników nauki). Kolędowanie odbywało się u kardynała Wojtyły – zawsze zwracał się do mnie: „Zaczynaj!” i zaczynałem wieczór kolęd jego ulubioną kolędą: „Przystąpmy do szopy”... Po prześpiewaniu kolejnych zwrotek improwizował, tworzył następne ».
8. Studia zagraniczne (1965-68)
W marcu 1965 roku ksiądz Świerzawski z woli Metropolity Krakowskiego Księdza Kardynała Wojtyły wyjechał na studia liturgiczne do benedyktyńskiego Instytutu Liturgicznego Św. Anzelma w Rzymie (Anselmianum), zakończone doktoratem (temat: Faith and worship in the Pauline commentaries of St. Thomas Aquinas, Rome 1968, maszynopis, stron 407 (studium nad komentarzami św. Tomasza z Akwinu do Listów św. Pawła); fragment dysertacji ukazał się w DTh 75(1972)389-412).
Podczas tego okresu bolesna była niemożność kontaktu z Krajem, bo przy przyjeździe groziła utrata paszportu – ale za to ubogacające było dotknięcie Kościoła na Zachodzie. Był to czas Soboru Watykańskiego II, który w swych dokumentach potwierdzał intuicje Ojca dotyczące centralnej roli Liturgii w życiu Kościoła, poznawał też Ksiądz żywe ośrodki liturgiczne, nawiązał kontakt z niektórymi założycielami instytutów świeckich, z o. Jose-phem-Marie Perrin OP i o. Jacquesem Loewem (obydwu odszukał w Marsylii), z Giuseppe Lazzatim (którego odwiedził w Mediolanie) oraz z o. Jean Beyerem SJ (poznał go w Rzymie), z wybitnymi teologami – niektórzy przyjeżdżali później do Krakowa. Podczas wakacji podejmował posługę duszpasterską na włoskiej prowincji, w Paryżu, w Londynie.
9. Instytut Liturgiczny
Od początku, gdy ksiądz Świerzawski wrócił ze studiów rzymskich, nadal był w Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie wykładowcą liturgiki, a następnie również homiletyki i teologii życia wewnętrznego. Ale zaraz po powrocie do Krakowa (w ostatnich dniach września 1968 roku) otrzymał od Księdza Kardynała Wojtyły nowe zadanie: stworzenie Instytutu Liturgicznego w ramach pracującego nieformalnie in aedibus Seminarii Wydziału Teologicznego dla wprowadzania postanowień i zmian Soboru Watykańskiego II dotyczących Liturgii.
Wiedząc, że taka naukowo-dydaktyczna instytucja nie może funkcjonować bez świątyni, w której sprawowana by była żywa Liturgia, poprosił
o przydział jakiegoś rektoralnego kościoła. Z trzech kościołów, które dał mu do wyboru Kardynał – a były to kościół Miłosierdzia Bożego przy ul. Smoleńsk, kościół św. Idziego pod Wawelem i kościół św. Marka Ewangelisty – wybrał ten ostatni. Dlaczego? Zapewne złożyło się na to wiele przyczyn. Jedna z najprostszych to ta, że przy tym kościele mieszkał przecież przed wyjazdem do Rzymu; kościół urzekał go pięknem średniowiecznej architektury. Wiedział też, że przy tym kościele żył i pracował przemilczany
i przedwcześnie zmarły polski pionier ruchu odnowy liturgicznej, ks. Michał Kordel (1892 1936) – ks. Świerzawski, poświęcający swoje życie Liturgii, chciał niejako wejść w jego dziedzictwo.
Tak więc z polecenia Kardynała Karola Wojtyły ksiądz Świerzawski
w roku akademickim 1968/69 w miesiąc po powrocie ze studiów rzymskich stworzył Instytut Liturgiczny przy Wydziale Teologicznym i został pierwszym wieloletnim (bo był nim przez trzydzieści lat) dyrektorem tego Instytutu (1968 – 1998). Stopniowo tworzył jego struktury: powstała Sekcja Teologiczna (od początku, to jest od 1968 roku), Sekcja Organistowska (1974) przekształcona w Sekcję Muzyki Liturgicznej (1977), Sekcja Architektury i Sztuki Sakralnej (1979). Powołał też dwuletnie Studium Duchowości Liturgicznej (1982 – 1985), dwuletni Kurs dla Zakrystianów przekształcony w dwuletnie Studium Pomaturalne dla Zakrystianów (1984), dwuletnie Studium Homiletyczne (1988), dwuletnie podyplomowe Studium Katechumenalne (1991). Stworzył Koło Wykładowców Liturgiki (1986) i odrodził założone w 1973 roku kleryckie Koło Miłośników Liturgii (1992). « Wtedy poznałem kardynała Wojtyłę głębiej – pisał Ksiądz w odpowiedzi na pytania „Archiwum JPII” – poprzez spotkania ze studentami Instytutu Liturgicznego (sekcji teologii, muzyki i sztuki), na które go zapraszałem, a on chętnie przyjmował te zaproszenia ».
Instytut Liturgiczny prowadził działalność naukowo-dydaktyczną
i formacyjną (mystagogia). Dla sprawowania żywej liturgii – w tym także dla potrzeb studentów Instytutu, spośród których kapłani w określone dni koncelebrowali ze swym Dyrektorem – przeprowadził Ksiądz poważny remont kościoła św. Marka i zaczął budować w nim żywą wspólnotę gromadzącą się przy stole Eucharystii, wspólnotę złożoną z młodzieży akademickiej (prowadził nadal regularne spotkania ze studentami), z pracowników naukowych i innych osób tworzących „parafię personalną”; był to jego – jako liturgisty –osobisty wkład w dzieło synodu Archidiecezji Krakowskiej.
Od 1968 roku, jako organizator i pierwszy dyrektor Instytutu Liturgicznego przy Wydziale Teologicznym Akademii, kierował przez trzydzieści lat tą Szkołą – która zajmuje się teologią liturgii, muzyką kościelną i sztuką liturgiczną – wiążąc pracę naukowo-dydaktyczną i edytorską Instytutu
z praktyką duszpasterską w kościele św. Marka Ewangelisty. Już w rok po powstaniu Instytutu Liturgicznego, a więc w roku 1969, na prośbę biskupa Ignacego Tokarczuka ksiądz Świerzawski zorganizował w Rzeszowie Studium Liturgiczne dla pogłębienia formacji intelektualnej kapłanów, przekształcone następnie w Studium Pastoralne. Otwierając w roku 1989 przy kościele św. Marka w Krakowie katechumenat dla dorosłych, stworzył w Instytucie Liturgicznym Studium Katechumenalne przeznaczone dla formacji katechistów, którzy zajmują się przekazem wiary w katechumenacie i przygotowywaniem katechumenów do przyjęcia sakramentów chrześcijańskiej inicjacji.
Jak powstała Wspólnota Chrystusa Kapłana, Proroka i Króla?
Historia drugiego założonego przez naszego Ojca instytutu świeckiego – Wspólnoty Chrystusa Kapłana, Proroka i Króla – to historia odkrywania natchnień i znaków czasu, które Pan Bóg dał w swoim czasie jemu i kilku kolejnym konkretnym osobom, jakie spotkał w swoim życiu. W 1971 roku odbył się pierwszy dzień skupienia, w którym uczestniczyły 4 osoby tworzące nową Wspólnotę. Potem dołączały się do nich kolejne osoby i kształtował się coraz bardziej profil duchowy Wspólnoty. Jej celem jest troska o przybliżanie ludziom misterium Boga obecnego i działającego w Liturgii Kościoła. Członkinie realizują go przez modlitwę i ofiarę za wszystkich ludzi, a w szczególności za kapłanów, by ich posługa przyczyniała się do coraz pełniejszego uczestnictwa katolików w funkcji kapłańskiej, prorockiej
i królewskiej Chrystusa oraz była znakiem obecności Boga w świecie. Mówiąc bardziej syntetycznie – celem Wspólnoty Chrystusa Kapłana, Proroka i Króla jest „oddawanie świata Ojcu przez Chrystusa w Duchu Świętym”.
I tak nieustannie przeplatały się w życiu naszego Ojca projekty
i działania duchowe z działaniami administracyjno-materialnymi.
Działania administracyjne
W roku 1980 ks. Rektor otrzymał nominację na administratora Domu Księży Emerytów przy kościele św. Marka i przeprowadził kapitalny remont Domu (łazienki we wszystkich mieszkaniach, dobudowa nowego piętra-
-poddasza z nowymi mieszkaniami), i przekształcając go w Dom Księży Profesorów PAT. Przy kościele św. Marka wygospodarował pomieszczenia dydaktyczne dla Instytutu Liturgicznego (sala wykładowa Kordelianum, miejsce na organy), uzyskał też nowe pomieszczenia dla Instytutu w budynku przy ul. Szujskiego i miejsce ćwiczeń dla studiujących organistów w kilku kościołach krakowskich.
Równolegle podjęte działania to wreszcie intensywna praca naukowo-
-dydaktyczna – ale nade wszystko posługa duszpasterska: rocznie wiele serii rekolekcji (głównie dla wspólnoty świętomarkowej, ale także dla kapłanów, kleryków, osób konsekrowanych, dla studentów i pracowników nauki).
Ksiądz odzyskał i przeprowadził kapitalny remont pomieszczeń przy kościele: na parterze powstały tak zwana Biała Sala i Giedroycianum, łącznie z odkryciem (w 1981 roku) zamurowanego średniowiecznego portalu między nawą kościoła a Giedroycianum; na pierwszym piętrze (w dawnym mieszkaniu ks. Michała Kordela, polskiego prekursora odnowy liturgicznej) utworzył ks. Świerzawski muzeum Instytutu Liturgicznego, na emporach stworzył Bibliotekę Instytutu Liturgicznego: przekazał aktem darowizny (z roku 1985) ok. 7000 woluminów z własnych sprofilowanych zbiorów z dziedziny teologii liturgii i pokrewnych działów, zwłaszcza biblistyki, homiletyki, hagiografii
i patrologii.
Prace remontowe prowadzone na strychu kościoła św. Marka prowokowały śmiałe decyzje przebijania się przez mury, co pozwoliło na stworzenie dwu przestronnych empor o łukowatych sklepieniach; do jednej z nich przeniósł wspomnianą bibliotekę, by służyła studentom Instytutu Liturgicznego i Papieskiej Akademii Teologicznej. Wszystko to tworzyło klimat „zaplecza” dla osób spotykających się ze sobą i ze swoim duszpasterzem
„u świętego Marka”.
Instytut Liturgiczny stał się „ważnym ośrodkiem formacji liturgicznej kapłanów, zakonników, zakonnic, świeckich, muzyków kościelnych, architektów, artystów, homiletów i katechetów” (cytat z Listu Ojca Świętego Jana Pawła II do kardynała Franciszka Macharskiego z 1993 roku). Kościół
św. Marka stał się środowiskiem liturgicznym dla Instytutu: dojrzewała
w nim wspólnota eucharystyczna budowana przez homilie i katechezy dla dorosłych – medytacje nad Biblią, katechezy obrzędowe, katechumenalne
i mystagogiczne.
Duszpasterstwo w kościele św. Marka prowadził ks. Świerzawski według wypróbowanej w kościele św. Anny metody: niedzielna Msza święta
z homilią o stałej porze (godz. 12.00), Msza we wtorki o 18.30 i w soboty
o 12.30 – obie, wtorkowe i sobotnie, połączone z cyklami katechez biblijnych
i mystagogicznych, stały dyżur w konfesjonale (ponad 100 stałych penitentów o regularnej spowiedzi).
Duszpasterstwo akademickie to były Msze dla studentów i po nich spotkania dyskusyjne w grupie oraz formacja w cztery oczy: między innymi przygotowanie do sakramentu małżeństwa (w duszpasterstwie u św. Anny
i u św. Marka wychowało się przy Księdzu około 30 par), bacowania, sylwestry ze studentami. Było też duszpasterstwo i katechizacja dzieci
i młodzieży: lekcje religii dla licealistów, przygotowywanie dzieci do Pierwszej Komunii, sławne, odprawiane przez śp. ks. Józefa Tischnera Msze święte dla przedszkolaków z misiem Bartkiem sadzanym obok ołtarza. Były rekolekcje adwentowe, wielkopostne, akademickie i rekolekcje zamknięte dla małych grup, zwłaszcza dla instytutów świeckich (do czasu biskupstwa łącznie 193 serie, z tego zdecydowana większość za czasów duszpasterzowania w kościele św. Marka). Były też – jak wspomniano – koncelebrowane Msze święte dla księży-studentów Instytutu każdego tygodnia na zakończenie zajęć dydaktycznych (ks. Świerzawski nazywał to „łączeniem auli ze świątynią”).
Jednym z odkryć nowego rektora kościoła, dokonanym zaraz po objęciu pieczy nad średniowieczną świątynią, był przetrwały przez blisko pięć wieków, lecz już całkowicie przysypany kurzem, kult bł. Michała Giedroycia (sic dictus beatus), którego grobowiec umieszczony jest w prezbiterium kościoła. Cechą Księdza Świerzawskiego było to, że gdziekolwiek przebywał, był szczególnie wrażliwy na genius loci, zwłaszcza na duchowość związanych z danym miejscem świętych – u św. Marka zetknął się więc, czy raczej zderzył, z bł. Michałem jako z żywą postacią. Ocalił jego kult od zapomnienia, przygotował drogę do procesu kanonizacyjnego, między innymi przez uroczyste (z udziałem Prymasa Polski i Episkopatu) obchody 500-lecia jego śmierci (4 maja 1985 roku), zaś Wspólnocie Chrystusa Kapłana, Proroka i Króla (druga wspólnota życia konsekrowanego w świecie, którą ksiądz Świerzawski założył w 1971 roku) dał go za patrona. Wydobył szczególnie takie rysy jego duchowości, które stały się prawdziwym światłem i inspiracją: umiłowanie modlitwy u stóp Ukrzyżowanego, maryjność, pokorę i wielką cierpliwość („Dlaczego wielką? – pytał krotochwilnie ksiądz Świerzawski, cytując znane powiedzenie papieża Jana XXIII: – Bo mała nie wystarcza”). Bł. Michał – jak lubił Ksiądz powtarzać – uczy czynić „rzeczy małe w wielki sposób”. Jan Paweł II ogłosił go patronem zakrystianów a senat PAT nadał Instytutowi Liturgicznemu patronat Giedroycia.
W kościele św. Marka podejmował też ks. Rektor działania związane
z kulturą: odnalazł na strychu kościoła św. Marka i poddał konserwacji wybitne dzieła sztuki, między innymi średniowieczny obraz „Madonny Giedroyciowej” i pamiątki po zakonie marków (białych augustianów) oraz po Bractwie św. Zofii. W Białej Sali urządził wystawę pięknych miniatur (akwarele na pergaminie) Reginy Szyrajew, a następnie co trzy lata udostępniał tę salę dla Triennale rzeźby religijnej organizowane przez panią Danutę Dzielińską. Dla kultywowania i szerzenia wartości związanych z osobą
i dziełami Pani Wawelskiej założył w Krakowie w roku 1996 Sodalicję Świętej Jadwigi Królowej.
Reaktywacja Bractwa św. Zofii
Poznając w różnych warstwach swój kościół Ks. Świerzawski zorientował się, że istniało przy nim też, erygowane w 1410 roku przez zakon białych augustianów, zwanych w Krakowie markami (od kościoła św. Marka) Bractwo św. Zofii. Jego działalność została przerwana przez wybuch II wojny światowej. Ksiądz Świerzawski postanowił je reaktywować dla potrzeb duszpasterstwa liturgicznego, zwłaszcza dla tworzenia żywej wspólnoty eucharystycznej, mającej być środowiskiem przygotowywania katechumenów do sakramentów chrześcijańskiej inicjacji. Zebrał wszystkie pamiątki będące własnością Bractwa (rozproszone po różnych zakamarkach świątyni) i za-troszczył się o przygotowanie odnowionego statutu wspólnoty. Nowi członkowie wpisali się do „księgi członków” w roku 1989, dokładnie po pięćdziesięciu latach od przyjęcia ostatnich członków – dokonało się to w obecności ks. prof. Bolesława Przybyszewskiego, który w 1939 r. był członkiem Bractwa. Poprzez to żywe ogniwo uratowana została ciągłość tradycji „Bractwa św. Zofii czyli Mądrości Bożej”.
10. Praca naukowa
Wątek duszpasterski jest w życiu Księdza Biskupa Wacława Świerzawskiego ściśle związany z pracą naukową. Magister teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego (1950, praca na temat Czy świat jest wieczny?) i magister prawa kanonicznego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego (1954, Prawo małżeńskie na sejmach Królestwa Polskiego /1815 – 1830/), gdzie przygotował również rozprawę doktorską, która miała tytuł „Duchowość kapłańska na Synodach Królestwa Polskiego”, ale zrezygnował z jej obrony, ponieważ w czasie wakacji nastąpiła likwidacja tego Wydziału, równocześnie z likwidacją Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, i w Warszawie powstała Akademia Teologii Katolickiej (ATK)
o niejednoznacznym (wiele wskazywało na to, że prorządowym) charakterze tej uczelni.
Po ukończeniu benedyktyńskiego Instytutu Liturgicznego św. Anzelma w Rzymie uzyskał ks. Świerzawski tytuł doktora teologii (1968), jak wspomniano, na postawie pracy Faith and Worship in the Pauline Commentaries of Saint Thomas Aquinas (Wiara i kult w komentarzach św. Tomasza z Akwinu do Listów św. Pawła). W roku 1975, po przedstawieniu rozprawy habilitacyjnej zatytułowanej Dynamiczna «pamiątka» Pana. Eucharystyczna anamneza Misterium Paschalnego i jego egzystencjalna dynamika, otrzymał stopień doktora habilitowanego i został docentem i kierownikiem katedry teologii liturgii a także kuratorem katedry homiletyki na Papieskim Wydziale Teologicznym.
Będąc przewodniczącym Komisji dla spraw Kultu Bożego Synodu Krakowskiego (19721979), w roku 1975 powołany został na członka Komisji Episkopatu Polski ds. Realizacji Uchwał Soboru Watykańskiego II. Jako stypendysta Catholic University of America w Waszyngtonie, w roku 1978 przez pięć miesięcy wizytował naukowe i duszpasterskie ośrodki liturgiczne Stanów Zjednoczonych:
« Wróciłem wtedy z pięciomiesięcznego pobytu w Stanach Zjednoczonych, gdzie miałem za zadanie poznać i opisać stan reformy liturgicznej na tym ogromnym i zróżnicowanym terytorium. Zjeździłem Stany wzdłuż
i wszerz, rozmawiałem z wieloma liturgistami i księżmi, uczestniczyłem
w liturgii jako kapłan i jako przybysz wmieszany w tłum, niemal codziennie w innym miejscu. Plonem mych obserwacji i refleksji były dwa artykuły, opublikowane najpierw w czasopismach a następnie zamieszczone w książce Gloria passionis (Częstochowa 1987, s. 237–258). Starałem się przedstawić tam osąd wyważony. Jak dalece różni się ich klimat od Listów do Kościołów
w Ameryce Północnej, Sandomierz 1993, ss. 84), może ocenić sam Czytelnik. Innym owocem pielgrzymki po Ameryce były Majowe medytacje nad Pacyfikiem (Kraków 1983), mały „traktat (jak je nazwałem) o Maryjnej mystagogii w kapłaństwo i liturgiczną posługę”. Wstrząśnięty diagnozą, której w całej jej drastyczności ujawniać nie chciałem, postanowiłem sięgnąć wprost do terapii, najlepszej jaką zna Kościół: wskazałem na Matkę Boga. Ten tekst powstał w drodze, jako codzienne zapiski z podróży w ostatnim jej etapie przed powrotem do kraju ».
« Wspomnę jeszcze – mówił w wywiadzie dla „Archiwum JPII” – że kiedy w 1950 roku obroniłem swoje magisterium na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, w trzy lata później, 12 grudnia 1953 roku, odbyło się kolokwium habilitacyjne Karola Wojtyły (ostatnie przed usunięciem Wydziału Teologicznego z UJ) – praca ta została jednogłośnie przyjęta przez Radę Wydziału Teologicznego UJ, jednak Wojtyła nie uzyskał habilitacji z powodu odmowy Ministerstwa Oświaty. W następnym, 1954 roku Rada Ministrów PRL jednostronną uchwałą usunęła Wydział Teologiczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W pięć lat później, w roku 1959, Stolica Apostolska wydała dekret stwierdzający, że „Wydział Teologiczny zgodnie z jego ustanowieniem i charakterem trwa pod kierownictwem jednej władzy, kościelnej, i na przyszłość ma się kształtować wedle praw ustanowionych przez Stolicę Apostolską”.
Jak wspomniałem, w roku 1968, po powrocie z Rzymu z doktoratem, zostałem dyrektorem Instytutu Liturgicznego. W tym czasie Wydział Teologiczny miał siedzibę w krakowskim seminarium duchownym. Kardynał Wojtyła jako Wielki Kanclerz Wydziału Teologicznego był maksymalnie zainteresowany uczelnią i wszechstronnie ją wspierał, bo chciał odrodzić uczelnię założoną przez umiłowaną Królową Jadwigę, uczelnię niszczoną przez Niemców (Sonderaktion) i przez reżim komunistyczny. Był znakomicie zorientowany w sprawach Uczelni, sam przecież był profesorem i znał realia środowiska naukowego i życia akademickiego.
Dzięki staraniom kardynała Karola Wojtyły Wydziałowi Teologicznemu w Krakowie został przyznany w 1974 roku zaszczytny tytuł „Papieski”: Papieski Wydział Teologiczny w Krakowie, w skrócie PAT. Tam i w innych seminariach (częstochowskim, śląskim) od roku 1975, czyli od habilitacji, wykładałem teologię liturgii. Dziekanem Papieskiego Wydziału Teologicznego został w 1976 roku ks. prof. Marian Jaworski, prodziekanami – ks. Józef Tischner i ja (przez jedną kadencję). W tym czasie w imieniu Uczelni nawiązałem szereg kontaktów zagranicznych (znałem języki), między innymi wziąłem udział w międzynarodowym spotkaniu rektorów katolickich uczelni na Malcie ».
« 12 XII 1975 roku – wspomina jeszcze ks. Świerzawski – odbyło się moje kolokwium habilitacyjne. Pamiętam ten dzień z dwu powodów. Po pierwsze, było to ważne wydarzenie w moim życiu naukowym i w życiu naukowym Uczelni: była to bowiem druga habilitacja od zaistnienia Papieskiego Wydziału Teologicznego (pierwszą zrobił ks. Julian Wojtkowski
z Olsztyna, późniejszy biskup). Po drugie, pamiętam ten dzień z powodu oryginalnego wydarzenia z pewnym znanym Księdzem, profesorem teologii dogmatycznej. Podczas kolokwium habilitacyjnego jego asystent zadał mi pytanie, dlaczego w swej pracy nie cytuję owego znakomitego profesora. Odparłem, że odpowiem w dwóch rzutach, obiektywnym i anegdotycznym. Obiektywnie – powiedziałem – cytuję Księdza Profesora na stronie takiej
i takiej, przypis taki a taki (byłem na to pytanie przygotowany). I dopowiedziałem anegdotę: Otóż na Wydziale Teologicznym w Krakowie, przed wojną, jeden z biblistów bronił tezy na temat: „Prorok Eliasz wzięty do nieba”. I ktoś mu zadał pytanie: Ksiądz ładnie wywiódł, że Eliasz został wzięty do nieba, ale czy mógłby Ksiądz powiedzieć, gdzie stoi rydwan Eliasza? A on odpowiedział: Tym, że Eliasz został wzięty do nieba, zajmują się bibliści, a tym, gdzie rydwan stoi, zajmują się dogmatycy… – Kiedy to powiedziałem, zapadła cisza. Część profesorów z Rady Wydziału zamarło, bo znany był ów zacny profesor z postaw krytycznych i gwałtownych zachowań, inni zaczęli się podśmiechiwać, a kardynał Wojtyła pochylił się i ukrył twarz w dłoniach, ale z taką miłą, życzliwą sympatią. Gdy potem ogłoszono wynik głosowania – otrzymałem wszystkie głosy za, prócz jednego.
Tytuł profesora nadzwyczajnego (specjalność: teologia liturgii, teologia duchowości), otrzymał ks. Świerzawski w roku 1981 (zostając dodatkowo kuratorem katedry teologii życia wewnętrznego). W tym samym roku, dnia
8 grudnia 1981, pięć dni przed wprowadzeniem stanu wojennego, przełomowym wydarzeniem w dziejach Papieskiego Wydziału Teologicznego
w Krakowie było wydanie przez Ojca Świętego Jana Pawła II Motu proprio Beata Hedvigis, na mocy którego Papieski Wydział Teologiczny przekształcony został w Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie, składającą się
z trzech wydziałów: teologii, filozofii i historii Kościoła.
Profesorem zwyczajnym został ksiądz Świerzawski w roku 1989.
11. Katechumenat
Z początkiem 1982 roku ksiądz Świerzawski, jako członek (od roku 1980) Komisji Episkopatu Polski do Spraw Liturgii i Duszpasterstwa Liturgicznego (taka była jej ówczesna nazwa), otrzymał do adiustacji
z sekretariatu Komisji „przekład Obrzędów chrztu dorosłych wraz z uwagami do przekładu” – po wnikliwym przestudiowaniu tekstu i porównaniu go
z editio typica przekazał sześć stron maszynopisu uwag ogólnych i 581 interwencji szczegółowych; notabene wszystkie one, z wyjątkiem kilku natury stylistycznej, zostały uwzględnione w polskim wydaniu Ordo Initiationis Christianae Adultorum (OICA), które ukazało się dopiero w sześć lat później, w roku 1988.
Ksiądz Świerzawski, poznawszy tak dokładnie ogromne bogactwo odnowionych obrzędów sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia, poświęcił im jeden z rocznych cykli swych katechez mystagogicznych głoszonych w kościele św. Marka (ukazały się one drukiem – w drugim wydaniu tomiku o bierzmowaniu – już w roku 1984, a więc cztery lata przed wydaniem Obrzędów przez Księgarnię św. Jacka w Katowicach).
„Obrzędy chrztu dorosłych”, które w ten sposób wpadły Księdzu w ręce, wzbudziły jego żywe zainteresowanie i stały się nie tylko przedmiotem wspomnianych katechez, ale formą i treścią nowej duszpasterskiej posługi.
I już było wiadomo, że to będzie celem apostolskim nowego Zgromadzenia sióstr (Siostry Świętej Jadwigi Królowej Służebnice Chrystusa Obecnego), którego powstanie od kilku lat przygotowywał. Założył je w 1990 roku.
Wprowadzanie dorosłych w sakramenty inicjacji i właśnie taki – mystagogiczny – sposób odsłaniania istoty i głębi chrześcijaństwa nałożyły się przy tym na dwa wydarzenia z okresu duszpasterzowania Księdza w kościele św. Anny: przygotował tam do chrztu, przez długofalową katechezę w cztery oczy, Hindusa i agnostyczkę (którą nazwał „Murzynem”), do-świadczając niezwykłego trudu, ale też niezwykłej radości przy takiej formie indywidualnej katechezy-mystagogii.
Odnowa religijna poprzez wtajemniczanie w sakramenty jawiła się coraz wyraźniej jako wielka szansa pogłębienia życia sakramentalnego wiernych: zaczęli się zgłaszać katechumeni, a ludzie ze wspólnoty świętomarkowej (w tym również panie z instytutu świeckiego Chrystusa Kapłana, Proroka i Króla, wspólnoty życia konsekrowanego założonej przez Ojca) włączyli się w pomoc w katechumenacie jako katechiści pomocniczy. Jedna z przyszłych sióstr ukończyła właśnie studia teologiczne
i mogła razem z kilkoma kapłanami mieszkającymi przy kościele św. Marka stworzyć team katechistów. Ksiądz Świerzawski otworzył w Instytucie Liturgicznym dwuletnie Studium Katechumenalne.
Kolejne wydarzenie zaważyło mocno na życiu przyszłej Wspólnoty: ksiądz Świerzawski został wybrany (i to na dwie kolejne kadencje) rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej, co skonfrontowało go nagle z Patronką Akademii, świętą (wówczas jeszcze błogosławioną) Jadwigą Królową.
12. Rektor PAT (1988-1992)
Wybrany w roku 1988 i ponownie w roku 1991 rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej, ksiądz Świerzawski pełnił ten urząd do momentu mianowania go przez Ojca Świętego Jana Pawła II biskupem diecezji sandomierskiej. Jako rektor Uczelni, wprowadził wiele inicjatyw organizacyjnych i naukowych.
Troska o usprawnienie administracji PAT i o bazę materialną
Dzięki intensywnym staraniom nowego Rektora Papieska Akademia Teologiczna uzyskała 29 VI 1989 pełnię praw cywilnych. Zadbał również intensywnie o bazę lokalową. Na początku Papieski Wydział Teologiczny mieścił się in aedibus Seminarii, zajęcia odbywały się też w klasztorze augustianów przy kościele św. Katarzyny na Kazimierzu – dzięki staraniom Księdza Rektora kuria metropolitalna dała Akademii na sale wykładowe pałac Sanguszków przy ul. Franciszkańskiej 1. Kapituła użyczyła na rektorat i administrację uczelni Dom Długosza (remont generalny przeprowadził Rektor na przełomie 1988/89 roku), który podczas VI pielgrzymki do Ojczyzny w dniu 13 VIII 1991 roku poświęcił Jan Paweł II. Kuria użyczyła też kamienicę Oleśnickich przy ul. Kanoniczej (remont 1989/90) przeznaczoną na mieszkania dla księży profesorów i wykładowców. Rektor odzyskał na inaugurację roku akademickiego aulę Filharmonii Krakowskiej (dawny Dom Katolicki, dar Kardynała Adama Sapiehy dla Metropolii). Przy domu Długosza otworzył poradnię lekarską dla pracowników i studentów PAT.
Troska o naukę
Ksiądz Rektor wprowadził zebrania naukowe w ramach poszczególnych dyscyplin. Powołał międzywydziałowe Studium Języków Obcych (1989). Odzyskał dla Akademii starodruki ze Zbiorów Sztuki na Wawelu (676 pozycji). Ożywił wydawnictwa naukowe dzięki otwarciu księgarni PAT (1991/92). Pod patronatem Instytutu Liturgicznego organizował sympozja naukowe: już w 1982 roku odbyło się Sympozjum liturgiczne zatytułowane „Wspólnota liturgiczna w swojej świątyni”; kolejne sympozja miały tytuły „Dwadzieścia pięć lat odnowy liturgicznej” (1990); „Mistyczne doświadczenie Boga” z okazji 400-lecia śmierci św. Jana od Krzyża, (1991), już jako biskup sandomierski zorganizował Sympozjum katechetyczne „Dekalog podstawą wychowania chrześcijańskiego” (1993), „Duszpasterstwo Liturgiczne po Soborze Watykańskim II” (1993) oraz „Katechumenat formą nowej ewangelizacji” (1994).
Ksiądz Świerzawski jako rektor PAT zainicjował od roku 1990 doktoraty honoris causa, wręczane w Collegium Novum UJ, przyznawane przez kolejne Wydziały Akademii. Jako pierwszy otrzymał go kardynał Agostino Casaroli (Włoch), nuncjusz papieski w krajach „demokracji ludowej” (doktorat ten przyznały mu wszystkie trzy Wydziały). W następnych latach otrzymali doktoraty honoris causa (co było wręcz symboliczne) profesorowie z okolicznych krajów: prof. Radim Palouš (Czech), rektor Uniwersytetu Karola w Pradze (Wydział Filozoficzny), Paulius Rabikauskas SI (Litwin) z Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie (Wydział Historii Kościoła), kardynał Andrzej Maria Deskur (Polak) z Papieskiej Rady do spraw Środków Społecznego Przekazu w Watykanie oraz prof. Burkhart Neunheuser OSB (Niemiec) z Instytutu Liturgicznego św. Anzelma w Rzymie (Anselmianum), który był promotorem doktoratów wielu Polaków, między innymi również naszego Ojca.
Troska o formację
Napisano o Księdzu Świerzawskim, że był to „rektor-duszpasterz”
z uwagi na jego intensywną troskę o realizację celu Uczelni, który odczytywał jako budowanie „wspólnoty wspólnot” (Universitas professorum
et studentium) dla „nauki w służbie ewangelizacji”. Od chwili, gdy został rektorem, odkrywał z pasją duchowość i czyny Patronki i Fundatorki Wydziału Teologicznego, św. Jadwigi Królowej. Sam tak o tym pisał we wstępie do swej książki Święta Jadwiga Królowa. «Zachował ją Bóg dla naszych czasów»:
« Niespodziewany wybór na stanowisko rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie zetknął mnie z Królową w całkiem nowych okolicznościach: pierwszego września 1988 roku stanąłem wobec Fundatorki Wydziału Teologicznego i jego Patronki, biorąc odpowiedzialność za jej dzieło. Od tego momentu rozpoczęła się żywa interakcja, która trwa do dziś ».
I tak o tym jeszcze dalej wspomina:
« Już podczas pierwszego roku akademickiego, w związku ze zbliżającymi się rocznicami, zbliżyłem się do Jadwigi jako do postaci historycznej:
11 stycznia 1989 roku Papieska Akademia Teologiczna rozpoczęła
w katedrze wawelskiej nowennę lat przygotowującą do obchodów sześćsetlecia (1997) Wydziału Teologicznego Wszechnicy Jagiellońskiej a w dwa lata później, 17 lipca 1991 roku – nowennę lat przed jubileuszem sześćsetlecia śmierci Królowej Jadwigi (1999). Był to równocześnie czas, kiedy tworzyłem Zgromadzenie Sióstr Służebnic Chrystusa Obecnego, przygotowywane od kilku lat dla posługi w katechumenacie, dla przekazu wiary ludziom dorosłym, nie ochrzczonym, metodą sakramentalnej inicjacji. Już jesienią 1989 roku zdecydowałem o związaniu Zgromadzenia z patronatem Królowej Jadwigi, dostrzegając niezwykłą płodność jej charyzmatu zarówno dla duchowego rozwoju sióstr, jak i – poprzez symbol chrztu Litwy – dla ich apostolskiej posługi w Kościele ».
Symbolicznym a ważnym gestem Rektora było uzupełnienie herbu Akademii o słowa z formularza Mszy świętej o św. Jadwidze: „Euntes docete”.
Ksiądz Świerzawski celebrował Msze święte na inaugurację roku akademickiego i z innych okazji, podczas których wygłaszał programowe mowy rektorskie budzące odpowiedzialność za wiarę światłą. Nowym posunięciem Rektora były tak zwane Konwersatoria interdyscyplinarne pod nazwą Communio et communicatio („wspólnota i przekaz”). Wprowadził regularne dni skupienia dla wykładowców i studentów kolejnych Wydziałów, Instytutów i Studiów, którym najczęściej sam przewodniczył. Zorganizował stałe duszpasterstwo akademickie dla studentów świeckich PAT przy kościele św. Marka, powołane przez Senat Akademii (z cotygodniowymi konwersatoriami, semestralnymi dniami skupienia, rekolekcjami). Wyznaczył opiekunów duchowych dla każdego Wydziału Akademii. Rozbudował „Biuletyn PAT”, aby był nie tylko sumowaniem rocznych dokonań, ale inspirowaniem nowych inicjatyw.
Ksiądz Biskup jest autorem 91 książek i 1724 artykułów (w tym 278 artykułów naukowych) z dziedziny teologii liturgii i duchowości, drukowanych w czasopismach polskich i zagranicznych. Osią pisarstwa uczynił służbę mystagogii – nazwany został „keryksem słowa pisanego”, bo swą twórczością naukową i pisarską głosił wciąż i niestrudzenie kerygmat
o zbawieniu, o misterium paschalnym.
W rok po wyborze na drugą kadencję rektora PAT (1991) został przez Papieża odwołany z funkcji rektora i wezwany do posługi biskupa.
13. Biskup Sandomierski (1992 – 2002)
Programową mowę wygłosił podczas ingresu w katedrze sandomierskiej. Powiedział: „Moim programem jest Jezus Chrystus, Ukrzyżowany
i Zmartwychwstały. I żeby nie było pomyłek, dodam i podkreślę: obecny
w Eucharystii. Nie tylko Ten sprzed dwóch tysięcy lat, ale Ten sam, obecny dziś”.
Główne zadanie, jakie otrzymał nowy Biskup Sandomierski, polegało na integracji diecezji powstającej z dotychczasowych czterech różnych diecezji (o różnej tradycji, mentalności, specyfice), z diecezji sandomierskiej, przemyskiej, lubelskiej i tarnowskiej. Wręcz symbolicznie przedstawia to witraż
w kaplicy Domu Biskupiego, w którym Ksiądz Biskup zamieszkał: piękną postać św. Stanisława Biskupa, patrona diecezji sandomierskiej i archidiecezji krakowskiej, otaczają krążące nad nim cztery orły.
W służbie Obecnemu
W centrum biskupiej posługi Ojca była oczywiście Liturgia, która od wielu lat stanowiła największą pasję jego życia. W katedrze sprawował coniedzielną Mszę świętą z homilią. Uroczyste celebracje były stałą okazją do nauczania pasterskiego.
Wielką troską otoczył Ksiądz Biskup Seminarium Duchowne (było to „oczko w głowie biskupa”). Zarządził, jeszcze przed rokiem akademickim 1992/93, by alumni wszystkich lat (a nie tylko diakoni) sprawowali wspólnie Jutrznię i Nieszpory, posługując się księgą Liturgii Godzin. W roku 1997, w piątą rocznicę bulli Totus Tuus Poloniae Populus, ustanawiającej nowy podział dziecezji polskich, promulgował Regulamin alumna. Przewodniczył wszystkim obrzędom wtajemniczającym w misterium kapłaństwa, od obłóczyn po święcenia prezbiteratu. Głosił częste konferencje okolicznościowe i prowadził dni skupienia dla alumnów, rekolekcje kleryckie, dni skupienia dla rodziców poszczególnych roczników alumnatu. Wprowadził coroczne sympozja (akademie) dla alumnów, poświęcone św. Tomaszowi z Akwinu.
Troszczył się o poziom naukowy wykładowców. Wielu zostało przeniesionych, jeszcze przed podziałem na nowe diecezje, do seminarium w Radomiu, trzeba więc było „pożyczać” niektórych wykładowców z okolicznych diecezji, a przede wszystkim szybko kształcić własnych – mobilizował ich Biskup do uzyskiwania doktoratów i habilitacji. Wielu młodych absolwentów seminarium wysyłał na studia specjalistyczne na PAT, na KUL i za granicę (głównie Rzym, Paryż), starając się dla nich o stypendia naukowe (głównie
z „Kirche in Not” i z „Renovabis”).
Nowe struktury diecezjalne
Ksiądz Biskup odnowił szereg struktur diecezjalnych. Przede wszystkim w nowo powstałej diecezji sandomierskiej stworzył kurię diecezjalną z jej dykasteriami, powołał zarząd i wykładowców seminarium diecezjalnego. Prowadził wnikliwie przemyślane przesunięcia personalne w parafiach: przemieszczał kapłanów z jednych części diecezji w inne, by zintegrować prezbiterów z czterech różnych diecezji wchodzących w skład jednej. Tworzył nowe parafie. Zreorganizował sieć dekanatów (1993); w przeszłości, po zakończeniu Synodu (1999), podzielił diecezję na sześć rejonów (archiprezbiteratów) i powołał regionalne Rady Duszpasterskie.
Erygował wiele instytucji diecezjalnych: Caritas Diecezji Sandomierskiej (wrzesień 1992); Instytut Liturgiczno-Duszpasterski im. Bł. Michała Giedroycia (wrzesień 1992), zatwierdzony następnie jako Instytut Teologiczny im Bł. Wincentego Kadłubka (luty 1994); Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży (maj 1993); Katechumenat Diecezji Sandomierskiej (sierpień 1993); Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Sandomierskiej (październik 1993). W Roku Rodziny utworzył Dom Samotnej Matki w Ostrowcu Świętokrzyskim (styczeń 1994); erygował Instytut Akcji Katolickiej (wrzesień 1995), Diecezjalny Dom Rekolekcyjny w Radomyślu nad Sanem dla młodzieży (listopad 1995); w sierpniu 1996 – na jubileusz 10-lecia Zespołu Pieśni
i Tańca „Racławice” (prowadzonego przez panią Ewę Sęk) – otworzył Katolicki Domu Kultury „Arka”; erygował w Sandomierzu Liceum Katolickie im. Św. Jadwigi Królowej (kwiecień 1997); utworzył (listopad 1999) „stronę internetową” Diecezji Sandomierskiej.
Inicjatywy duszpasterskie
Ksiądz Biskup Świerzawski podejmował szereg inicjatyw duszpasterskich: pod patronatem Diecezjalnej Komisji Liturgicznej zorganizował Kurs Katechumenalny o zasięgu krajowym (wrzesień 1993); wprowadził także
w Sandomierzu (na wzór krakowskich spotkań) konwersatoria o tematyce duszpasterskiej, Communio et Communicatio, dla duchowieństwa i świeckich (inauguracja w styczniu 1994); postarał się o periodyki o zasięgu diecezjalnym: zaczęła się ukazywać sandomierska edycja „Gościa Niedzielnego” (od września 1994), powstał „Informator Diecezji Sandomierskiej” (od grudnia 1996). Ksiądz Biskup rozpoczął tradycję pielgrzymek profesorów i alumnów seminarium do katedry wawelskiej (czerwiec 1996), do grobów św. Stanisława (patrona diecezji sandomierskiej) i św. Jadwigi Królowej. Zarządził przeprowadzenie Misji świętych we wszystkich parafiach Sandomierza (październik 1996) przygotowujących do przeżycia Roku Wielkiego Jubileuszu. Zorganizował Kongres Ruchów Diecezji Sandomierskiej (wrzesień 1998).
Inicjatywy naukowe
Zainicjował wiele działań naukowych: zatroszczył się o to, by w periodykach diecezjalnych ukazywały się teksty naukowe i archiwalne w istniejącej „Kronice diecezji sandomierskiej” i w powołanym (1993) naukowym roczniku „Studia sandomierskie. Teologia-filozofia-historia”. Zorganizował Sympozjum w Sichowie koło Staszowa poświęcone Księdzu Konstantemu Michalskiemu CM, wybitnemu kapłanowi i uczonemu, rektorowi UJ (grudzień 1994). Zorganizował Ogólnopolskie Sympozjum Ekologiczne (1995). Powołał kilka Ludowych Uniwersytetów Katolickich (LUK): w Staszowie (listopad 1994), w Modliborzycach (styczeń 1995), w Nisku (listopad 1995),
w Łagowie Opatowskim (sierpień 1997); całe Dzieło LUK poddał pod patronat ks. Konstantego Michalskiego CM. W trosce o poziom katechizacji wydał rozporządzenie (czerwiec 1997) dotyczące obowiązku uzyskania tytułu magisterskiego przez wszystkich katechetów.
Sympozja – Sandomierz, Kraków i Jasna Góra
Biskup Świerzawski, jeszcze jako dyrektor Instytutu Liturgicznego, zorganizował szereg sympozjów: Sympozjum Homiletyczne przygotowane przez Studium Homiletyczne Instytutu Liturgicznego w Krakowie (1994); Sympozjum w Sichowie poświęcone osobie Ks. Konstantego Michalskiego (1995); Sympozjum Homiletyczne w Krakowie zatytułowane „Głosiciel Słowa” (1996); Sympozjum z okazji 50-lecia święceń kapłańskich Jana Pawła II (1996). Od 1996 roku organizował tak zwane Sandomierskie Dni Duszpasterskie (SDD), czyli sympozja w Sandomierzu pod patronatem Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Episkopatu Polski, której był przewodniczącym.
Oto tytuły w ramach SDD i innych sympozjów: Sympozjum Katechumenalne na temat „Przygotowanie do wprowadzania katechumenatu
w diecezjach” (wrzesień 1996); Sympozjum „Vita consecrata” poświęcone życiu konsekrowanemu (maj 1997); „Inicjacja i reinicjacja” (wrzesień 1997); „Sztuka w służbie liturgii” (październik 1997); „Kanonizacje a nowa ewangelizacja. Sympozjum naukowe z okazji 30-lecia Instytutu Liturgicznego” (maj 1998); „Jak przekazywać wiarę dzisiaj? Kerygmat, katecheza, dialog wiary, mystagogia” (wrzesień 1998); „Kierownictwo duchowe w sakramencie pokuty” (wrzesień 1999); „Obecność Chrystusa w centrum życia chrześcijańskiego czyli ewangeliczny model Marii i Marty w duchowości św. Jadwigi królowej. Materiały z sympozjum z okazji 600-lecia jej śmierci” (październik 1999); „Instytuty Świeckie (świeckich osób konsekrowanych i kapłanów) – nowa forma powołania w Kościele” (listopad 1999); Sympozjum na temat historii kościoła św. Marka w Krakowie: „Kościół św. Marka wczoraj i dziś” (maj 2000); „Kerygmat – informacja i inicjacja. Nowość Ewangelii
a ciekawość nowości” (wrzesień 2000); Sympozjum „Przepowiadanie
w kontekście liturgii” (maj 2002); „Idźcie do Źródła”. Sympozjum zorganizowane w Pustelni Złotego Lasu w Rytwianach (październik 2002); Sympozjum Polsko-Węgierskie pod tytułem „Tysiąc lat chrześcijaństwa” (listopad 2002).
Organizował także sympozja na Jasnej Górze dla osób konsekrowanych pod patronatem Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Episkopatu Polski (jako przewodniczący tej Komisji). Oto kolejne tematy: „Misterium Eucharystii w życiu osób konsekrowanych” (październik 1998); „Liturgia Godzin w życiu osób konsekrowanych” (październik 1999); „Liturgia Triduum Paschalnego w formacji osób konsekrowanych” (październik 2000).
Inicjatywy gospodarcze w Sandomierzu i diecezji
Ksiądz Biskup podejmował liczne inicjatywy gospodarcze w trosce
o zabytki, przeprowadzał remonty i zagospodarowywał odzyskane obiekty należące do Kościoła sandomierskiego. Dom Katolicki, gdzie przez lata Polski Ludowej mieściło się miejskie kino, został odzyskany w 1992 roku i po generalnym remoncie oddany do użytku w paździeniku 1993 roku Od roku 1992 trwał częściowy a przed wizytą Ojca Świętego kapitalny remont budynku Wyższego Seminarium Duchownego (zabytkowy dawny klasztor Panien Benedyktynek). W nim od roku 1992 podjęte zostały prace konserwatorskie w niszczejących zbiorach wspaniałej biblioteki seminaryjnej (rękopisy, inkunabuły i inne starodruki, wiele unikatowych zabytków piśmiennictwa).
Ksiądz Biskup zaraz po objęciu urzędu dokonał komputeryzacji Kurii
i Seminarium Duchownego. Zbudował od fundamentów (od piwnic, które zostały przed 1992 rokiem zbudowane i pozostawione – bo seminarium, kuria
i inne instytucje przeniesione zostały przed podziałem diecezji do Radomia)
i zadecydował o wyposażeniu w nowoczesne urządzenia «Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnię w Sandomierzu» (kilkukondygnacyjny budynek w sąsiedztwie Seminarium). Odzyskał i przeprowadził remont budynku "Małego Seminarium", gdzie mieściło się gestapo, a po wojnie Prokuratura, Milicja
i Służba Bezpieczeństwa (zamęczono tam wielu Polaków) – w październiku 1994 oddano ten budynek Kościołowi, zwany odtąd „Nazaretem", a Ksiądz Biskup przeznaczył go na potrzeby Wyższego Seminarium Duchownego.
Ordynariusz zadbał o to, by pokryto uszkodzony od czasu wojny dach katedry i okolicznych budynków kościelnych (sufraganii, wikariatu) nową blachą miedzianą. Przeprowadzono konserwację frontonu katedry. Zburzono (z wyjątkiem frontowej ściany) i odbudowano zabytkową plebanię przy katedrze, zdewastowaną w czasach PRL-u. Wykonano kapitalny remont dwupiętrowego budynku (pierwsza siedziba seminarium duchownego w XIX wieku) mieszczącego się obok katedry, tak zdewastowanego, że z parteru widać było przez sufit niebo; gmach otrzymał za patronkę św. Jadwigę Królową i stał się siedzibą (listopad 1996) wspominanego Instytutu Teologicznego im. bł. Wincentego Kadłubka.
Zbudowano Dom Rekolekcyjny w Radomyślu nad Sanem (przez cały rok organizowane tam były dni skupienia i rekolekcje dla młodzieży szkolnej). Przeprowadzono remont Domu Rekolekcyjnego dla Akcji Katolickiej
w Sandomierzu przy Placu św. Wojciecha; przez czas kapitalnego remontu budynku seminaryjnego mieszkali w nim alumni wszystkich roczników,
a zajęcia dydaktyczne mieli w gmachu Instytutu Teologicznego – codzienne przechodzenie na zajęcia przez Rynek kilkudziesięciu alumnów w sutannach budziło zdumienie mieszkańców. Ksiądz Biskup rozpoczął odbudowę Pustelni Złotego Lasu w Rytwianach (XVII-wieczny pokamedulski zespół klasztorny-eremicki, położony w rozległym kompleksie leśnym) – pragnął stworzyć tam dom rekolekcyjny dla formacji kapłańskiej wszystkich szczebli.
Za czasów posługi Biskupa Świerzawskiego przeprowadzono remonty wielu kościołów w diecezji. Ksiądz Biskup położył kamień węgielny pod budowę nowych świątyń, między innymi wmurował kamień węgielny (29 czerwca 1997) dla kościoła w Sandomierzu w nowo utworzonej przez siebie parafii Chrystusa Króla Jedynego Zbawiciela Świata, którą powierzył księżom pallotynom – posługują oni jako kapelani szpitalni w Szpitalu Specjalistycznym Ducha Świętego (jest w nim kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej); w tym szpitalu Ksiądz Biskup dwadzieścia lat później odszedł do Pana.
Synod
Ksiądz Biskup Świerzawski przygotował i zrealizował Drugi Synod Diecezji Sandomierskiej (21 XI 1996 – 12 VI 1999). Pierwszy odbył się w roku 1923, w pięć lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Dodać można, że rozległa wiedza o synodach Królestwa Polskiego (w związku z tematem niedoszłej pracy doktorskiej) przydała mu się bardzo, gdy przeprowadzał synod we własnej diecezji; synod, oprócz uporządkowania i pogłębienia różnych aspektów życia diecezji miał służyć jej intergracji, powstała przecież, jak wiadomo, z czterech diecezji o różnych szczegółowych przepisach
i tradycjach. Dla owej integracji i dla życia duchowego diecezji bardzo ważnym wydarzeniem była również Pielgrzymka Jana Pawła II do Sandomierza (12 czerwca 1999 roku).
Sodalicja św. Jadwigi Królowej
Ksiądz Biskup był wielkim miłośnikiem świętej Jadwigi Królowej, dlatego w 1996 roku (na rok przed kanonizacją) założył w Krakowie świeckie stowarzyszenie wiernych pod nazwą Sodalicja, wówczas jeszcze Bł. Jadwigi Królowej. Kościelną osobowość prawną Sodalicja uzyskała 25 marca 1998 roku. Fundator jasno określił zadania członków Sodalicji. Ma nimi być troska o pogłębianie własnej więzi z Chrystusem przez wiarę światła, świadomą i żarliwą oraz przez ewangelizację czyli budowanie wspólnoty Kościoła.
Ksiądz Biskup pragnął również, by święta Jadwiga Królowa uczyła członków Sodalicji, jak osoby świeckie – niezależnie od swego stanu społecznego – powinny spełniać się w uległości Bożej woli, zarówno w życiu prywatnym jak w działalności publicznej czy zawodowej. Pragnął, by członkowie Sodalicji śladem Świętej Królowej łączyli codzienną pracę
z modlitwą i stałą więzią z Bogiem. Szczególnym rysem świadectwa członków Sodalicji miała być i ma być szeroko pojęta kultura, sztuka i nauka,
w duchu apostolstwa prawdy, piękna i dobra.
Ważne jest również to, że członkowie Sodalicji z codzienną modlitwą starają się łączyć intencje, które otaczała troską św. Jadwiga Królowa. Modlą się za: szukających Boga, za dzieła pod patronatem świętej Królowej, za szkoły i uczelnie katolickie, w intencji ewangelizacji i duchowieństwa, za sprawujących władzę, za matki oczekujące potomstwa i poczęte dzieci, za młodzież i jej katolickie wychowanie.
Jak powstała Wspólnota Kapłanów Chrystusa Paschalnego?
Jednym z bardziej znaczących aktów, jakiego nasz Ojciec dokonał pod koniec swojej posługi jako Biskup Ordynariusz, było również założenie «Wspólnoty Kapłanów Chrystusa Paschalnego», czyli wspólnoty życia konsekrowanego diecezjalnych kapłanów. Została ona założona i erygowana przez Księdza Biskupa w Wielki Czwartek 2002 roku i dąży do przekształcenia się w instytut świecki kapłanów. Powstała ona w odpowiedzi na wzrastające w Kościele pragnienie sakramentalnego braterstwa i potrzebę wypracowywania duchowości kapłanów diecezjalnych.
Istotą życia w tej «Wspólnocie» jest łączenie wynikającego ze Święceń udziału w urzędzie posługiwania Chrystusa, w Jego potrójnej misji nauczycielskiej, pasterskiej i kapłańskiej (tria munera Christi), z naśladowaniem Chrystusa przez praktykę trzech rad ewangelicznych czystości, ubóstwa
i posłuszeństwa (tria consilia evangelica). Kapłan bowiem wtedy skuteczniej pełni swoją kapłańską posługę, kiedy osobiście jednoczy się z Chrystusem, przyjmując Jego sposób życia czystego, ubogiego i posłusznego.
* * *
II. Choroba i odejście naszego Ojca
Nasz Ojciec miał od kilku lat nadciśnienie spowodowane ogromem prac ordynariusza diecezji i wieloma sytuacjami stresowymi, był pod stałą kontrolą lekarską, między innymi specjalisty kardiologa.
1. Wypadek
Wszystko zaczęło się nagle. Późnym wieczorem, w niedzielę 10 grud
nia 2006 roku, w wigilię 57. rocznicy swoich święceń kapłańskich, Ksiądz Biskup telefonował do lekarza, zgłaszając, że ma bardzo wysokie ciśnienie tętnicze, i że ono coraz bardziej mu narasta. Rano znalazłyśmy Ojca w jego gabinecie, leżącego na podłodze, mocno wychłodzonego – ile godzin tak leżał, nie wiadomo. Jak się okazało, kumulacja leków obniżających ciśnienie spowodowała długo trwającą zapaść.
2. Rozwijająca się choroba
W ten sposób od dnia 11 grudnia – od pięćdziesiątej siódmej rocznicy święceń kapłańskich – zaczął się dla Ojca nowy etap realizacji kapłaństwa: przez cierpienie.
Najpierw były dwa lata dobrego samopoczucia. Wydawało się, że ten wielogodzinny spadek ciśnienia nie zostawił trwałych śladów w organizmie. Ale stopniowo pojawiały się, a potem nasilały, objawy parkinsonizmu. Do narastających objawów parkinsonizmu dołączały się z czasem inne dolegliwości. W 2012 roku konieczna była długa hospitalizacja. Kiedy Ksiądz Biskup wrócił ze szpitala, powiedział: „Pan Jezus dał mi jeszcze pięć lat życia” – rzeczywiście, po pięciu latach Pan Jezus zabrał do wieczności.
Ksiądz Biskup wymagał stopniowo coraz intensywniejszej opieki
z naszej strony, co przyjmował z ogromną prostotą i pokorą. Wychodził
z naszą pomocą do ogrodu, gdzie najpierw spacerował, a potem, kiedy nogi miał już słabsze, woziłyśmy go na wózku.
Do Wielkanocy 2014 roku Ksiądz Biskup odprawiał codziennie Mszę świętą w kaplicy sióstr na drugim piętrze klasztoru, potem w swojej prywatnej kaplicy, przy pomocy koncelebransów. Przez wszystkie lata rozwijającej się choroby jedna z sióstr (czasem w chórze z drugą) odmawiała z Ojcem, a kiedy był słaby, przy Ojcu wszystkie godziny Liturgii Godzin, którą tak bardzo miłował.
Potem znów okazały się konieczne hospitalizacje na oddziale chirurgicznym, w lipcu i wrześniu 2014 roku. W marcu 2015 roku konieczna była kolejna hospitalizacja, tym razem z powodu zapalenia płuc. Ojciec leżał przez sześć dni na OIOM-ie.
3. Trudne dwa ostatnie lata
Ksiądz Biskup miał coraz większą trudność z poruszaniem się. Pomocny był więc schodołaz, jaki otrzymał. Chętnie z niego korzystał.
W kwietniu 2017 roku Ksiądz Biskup świętował z udziałem licznych gości 25. rocznicę swojej sakry biskupiej.
Od Wielkiego Tygodnia 2017 nastąpiło nasilenie wielu dolegliwości. Podczas Triduum Ojciec koncelebrował liturgię we własnej kaplicy.
W Wielki Czwartek poprosił, by go zawieźć do kaplicy sióstr na drugie piętro klasztoru – i od 22.00 przez godzinę adorował w milczeniu Pana Jezusa obecnego w maleńkiej monstrancji wewnątrz otwartego tabernakulum. W Wielką Sobotę pojawiły się znaczne zaburzenia oddychania.
W Niedzielę Wielkanocną, 16 IV 2017, Ksiądz Biskup koncelebrował Mszę świętą w swojej kaplicy; wieczorem powiedział: „Słabnę”.
Warto wspomnieć jeszcze jeden fakt – w maju wydarzyła się dla Ojca
i dla nas ważna rzecz. Ksiądz Biskup od kilku miesięcy pragnął nawiedzić katedrę, w której otrzymał w 1992 roku święcenia biskupie i potem przez dziesięć lat w niej często celebrował. Kilkakrotnie nalegał, by go zawieźć do Sandomierza – odkładałyśmy wyjazd, czekając na lepszą, cieplejszą aurę. Aż nagle, 2 maja 2017 po południu, zdecydowanie o to poprosił. Siostry przyjechały z Ojcem do Sandomierza, kiedy akurat miała się rozpocząć w katedrze Msza święta o 17.30. Gdy Ksiądz Biskup pojawił się w drzwiach katedry, wieziony na schodołazie, koncelebransi przynieśli z zakrystii Ojcu ornat i „dyżurną piuskę” biskupa pomocniczego.
Msza święta zaczęła się o 17.35. Nasz Ojciec siedział podczas celebracji z boku ołtarza, koncelebrując z proboszczem katedry, księdzem Zygmuntem Gilem, z ks. Michałem Grochowiną (oficjałem Sądu Biskupiego)
i z ówczesnym katedralnym wikarym.
Po Mszy świętej ks. Gil (którego Ojciec bardzo cenił – był on bowiem za jego czasów kanclerzem kurii) zaprosił Ojca, koncelebransów i siostry, które przywiozły Ojca do Sandomierza, na plebanię. Było to bardzo miłe, piękne spotkanie, na które po chwili dojechał jeszcze ksiądz biskup Edward Frankowski, wracając z posługi w diecezji. Ksiądz Biskup był bardzo ożywiony i czuł się nad wyraz dobrze. Nie wiedzieliśmy, że będzie to Jego ostatnie nawiedzenie katedry.
W lipcu 2017 roku stan Ojca zaczął się pogarszać, mimo stale podawanych leków. W niedzielę 10 września (dzień przed hospitalizacją) ogólnie Ksiądz Biskup czuł się na tyle dobrze, że był jeszcze z nami w ogrodzie i po południu siedział przy skarpie wiślanej.
Do końca pobytu w domu Ojciec uczestniczył w swojej kaplicy we Mszy świętej, przyjmował Komunię. Ostatnią Mszę świętą koncelebrował (z ks. Andrzejem Rusakiem, jak codziennie) 10 września o godz. 18.10.
4. Ostatnie cztery tygodnie życia
11 września 2017 roku stan Ojca gwałtownie się pogorszył i około 16.30 wezwałyśmy pogotowie. Po podaniu leków nasercowych, odwadniających, morfiny i tlenu (ok. 18.00) Ojciec został zawieziony do szpitala
i przyjęty na Oddział Intensywnej Terapii. Tam Księdza Biskupa zaintubowano, podłączono tlen i kroplówki, a nazajutrz wykonano tracheostomię.
Ciągłe przebywanie odwiedzających na OIOM-ie było niemożliwe, więc przyjeżdżałyśmy trzy razy dziennie, by przy nim posiedzieć. Wieczorem odmawiałyśmy przy Ojcu na głos Nieszpory i Kompletę. Ksiądz Biskup początkowo był przytomny, z kontaktem wzrokowym, wydawało się, że nas rozumie, bo reagował na to, co mówiłyśmy. Potem coraz częściej leżał
z zamkniętymi oczami. Czy słyszał? Czy rozumiał?
Na OIOM-ie były trudne warunki dla pacjentów. Przede wszystkim trudem był brak ciszy, tak Ojcu potrzebnej i tak przez niego cenionej. Ksiądz Biskup leżał na czteroosobowej sali z brzegu. Leżał nieruchomo przez cztery tygodnie.
Miałyśmy na początku nadzieję, że po tygodniu-dwóch Ojciec będzie mógł być wypisany do domu, ale lekarze zwlekali z decyzją. A stan Ojca się pogarszał. W ostatnim tygodniu leczenia pojawiła się słabsza praca nerek. Chciałyśmy zabrać Ojca do domu, skoro już było wiadomo, że stan zdrowia zmierza ku odejściu, żeby umierał przy najbliższych, wśród modlitw
i naszej serdecznej obecności, z codziennym odprawianiem Mszy świętej przy łóżku. Stan jego zdrowia nie pozwalał jednak na jego przewiezienie. Dwa dni przed śmiercią Ojca, we wspomnienie św. Faustyny, 5 października, siostry rozmawiały z ordynatorem OIOM-u i z lekarką opiekującą się Ojcem bezpośrednio. Po rozmowie zdecydowano o przeniesieniu Księdza Biskupa na dwuosobową salę. Ojca przeniesiono już tego samego dnia,
5 października (był to pierwszy czwartek miesiąca), a ks. Andrzej Rusak po raz pierwszy od czterech tygodni odprawił przy łóżku Ojca Mszę świętą, podając mu kroplę Krwi Pańskiej na łyżeczce. Także nazajutrz, w pierwszy piątek miesiąca, 6 października, odprawił ks. Andrzej przy łóżku Ojca Mszę świętą – nie wiedzieliśmy, że Ksiądz Biskup przyjął wtedy Komunię Krwi jako Wiatyk. Trzeciego dnia, 7 października o godzinie 9.10, we wspomnienie Matki Bożej Różańcowej, Ksiądz Biskup odszedł do Domu Ojca.
Nasz Ojciec odszedł do wieczności 7 października, w pierwszą sobotę miesiąca, w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej Różańcowej. Tego dnia
w całej Polsce odbywała się modlitwa zwana „Różańcem do granic”.
Przez osiem dni – od soboty 7 października do niedzieli 15 października – leżał nasz Ojciec w krypcie kościoła Podwyższenia Krzyża w San-domierzu, gdzie codziennie modliliśmy się – siostry, Panie ze Wspólnoty
i niektórzy zaprzyjaźnieni kapłani – odmawiając przy Ojcu Nieszpory za zmarłych.
Uroczystości pogrzebowe trwały przez dwa dni, 15 i 16 października, kolejno w kościele św. Jana Chrzciciela w Zawichoście, w sandomierskim kościele seminaryjnym św. Michała Archanioła i w katedrze. Pogrzeb odbył się w poniedziałek 16 października (wspomnienie św. Jadwigi Śląskiej, patronki św. Jadwigi Królowej. Po Mszy świętej sprawowanej o godz. 12.00 w sandomierskiej katedrze pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny Ojciec został złożony w podziemiach katedry w krypcie biskupów sandomierskich. Na tablicy zamykającej grób Ojca na polecenie Biskupa Ordynariusza napisano „Biskup Sandomierski - Zakonodawca”.
+ + +
III. Dominanty duchowości i mystagogii
(trzy cytaty)
Z książki „Rok liturgiczny naszą drogą z Chrystusem. Duchowość
eucharystyczna” (Sandomierz 2004, s. 81- 87):
Wcześniejsze przyjście do kościoła, zanim rozpocznie się Msza, czy pozostanie przez kilka chwil po zakończonej celebrze pozwala na uświadomienie sobie dokonującego się tu i teraz przejścia Pana. Można by sparafrazować znane przysłowie: powiedzcie mi, czy ludzie czekają na Mszę i pozostają po Mszy w kościele, a ja wam powiem, czy ta parafia, czy ta wspólnota jest gorliwa, czy wie, co się tu dokonuje... Miejmy chwilę czasu przed i po, aby zadać sobie pytanie: czy moje uczestnictwo dziś będzie (było) godne, uważne, zaangażowane? Jesteśmy tu już prawie na progu rzeczy najważniejszej. Kiedy bowiem pytamy: jak uczestniczyć? w jaki sposób najlepiej, jak najgodniej, z najpełniejszym zaangażowaniem? – trzeba powiedzieć: śledzić świadomie i uważnie, i czujnie w czasie rozwijającej się dynamiki obrzędu mszalnego etapy obecności Pana, momenty przełomowe Jego objawiania się zgromadzonym.
Z obecnością Chrystusa zjawiającego się na wspólną wieczerzę jest bardzo podobnie jak z naszą. Przychodzi jakby z daleka, wchodzi niepostrzeżenie i pozostaje wśród nas ukryty. Mówił: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię moje, tam i Ja będę razem z nimi” (por. Mt 18, 20). Przecież dobrze o tym wiemy! Konieczny jest ten moment krótkiej refleksji, kiedy zatrzymujemy się i pytamy: gdzie On jest? Albo jeszcze prościej: gdzie Ty jesteś, Panie? Wprawdzie oczy nasze od razu kierują się ku tabernakulum – z wielką czcią, bo tak nas uczono – ale czasem tabernakulum nie ma i wtedy takie przeżycie pozwala nam na jeszcze inny sposób doświadczenia Jego obecności, zanim rozpocznie się sprawowanie Eucharystii.
Tak bywa w wiejskich kościółkach oddalonych od parafii, gdzie nie ma Chrystusa w tabernakulum, tak bywa w miejskich kaplicach. To nie znak, że można przyjść i robić w świątyni szum, zamieszanie, jakby to było miejsce towarzyskich spotkań, czy trwać bez czujności. Tam wtedy wiemy, że w nas jest Chrystus. I oczyma wiary rozglądamy się dokoła, wpatrujemy się wnikliwie w tych, którzy przychodzą i siadają obok, w ich twarze, w ich wiarę, w ich nadzieję, w ich miłość, w ich uduchowienie, to znaczy w poddanie się Duchowi Świętemu, który w nich żyje. I jesteśmy świadomi, że oni tak samo patrzą w nas.
Jakże nas boli, kiedy do kościoła przychodzą ludzie bez uszanowania, nie klękają, czasem wręcz źle się zachowują, zdarza się nawet, że wchodzą
z papierosem w ręku. Ale i oni patrzą na nas, czy my godnie, czujnie,
z zaangażowaniem zachowujemy się po przyjściu do kościoła. Czy zwracamy uwagę na innych, czy zauważamy ich, jak w domu. Ten obyczaj jeszcze nie jest rozpowszechniony w naszych kościołach. Zasiadamy w ławce, szukamy wygodnego miejsca, nie patrząc w ogóle na prawo czy lewo, nie widząc, kto jest obok. W domu by tak nie można było zrobić. Wydawać by się mogło, że to przejaw modlitewnego skupienia.
I nie chodzi oczywiście o to, by się rozglądać po kościele. Ale gdy wpatrujemy się w milczeniu w tabernakulum, nie możemy nie zauważyć, że Chrystus patrzy nie tylko na mnie, ale na każdego. Więcej, jest w każdym z nas – albo dlatego, że żyje we wnętrzu tych, którzy są obok mnie, albo jest
w nich przynajmniej pragnieniem. Gdy więc nasz wzrok zwrócony jest na tabernakulum, trzeba nam jakby kątem oka ogarniać wszystkich obecnych
w kościele. Trzeba w duchu popatrzeć na każdego i pomyśleć: już tu z nami jest Chrystus. Wszedł – i jest. I w tym bliskim mi człowieku, i w tym obcym,
i może w tym chorym, może w tym, który się nie potrafi zachować i nawet
o tym nie wie.
Za chwilę dzwonek zwiastuje rozpoczęcie sprawowania Przenajświętszej Eucharystii. Wychodzi do ołtarza kapłan Jezusa Chrystusa. Sobór Watykański II przypomniał nam, że w kapłanie w sposób szczególny jest obecny Chrystus. Czasem jest nam to trudno w jego obliczu odkryć, rozeznać, czasem nawet można by powiedzieć: nie wie, co czyni. Ale czasem wie, co czyni. Z radością spotykamy kapłanów, którzy wiedzą, co czynią, i którzy wciąż budzą naszą czujność wobec Obecnego. Bo choć nie słychać jeszcze Chrystusa, choć Go nie widać, za chwilę właśnie przez usta kapłana przemawia Chrystus.
To jest to następne zjawienie się Obecnego wśród nas. Jak ludzie powinni nadstawiać ucha, kiedy rozpoczyna rozbrzmiewać w kościele słowo Boga, którego nie widać! Wyobraźmy sobie echo w górach. Kiedy ktoś zawoła, rozglądamy się dokoła, bo głos słychać, a nie widać osoby. My wiemy – bo za chwilę, kończąc czytać święte teksty, kapłan mówi: oto słowo Boże, oto słowo Pańskie – my wiemy, że On tu jest i On mówi. Ale jaka powinna być nasza czujność, zaangażowanie, odpowiedzialność za ten dar, za tę godność, że możemy słyszeć słowo Boga samego! Mówił Chrystus, by nie rzucać pereł przed wieprze (Mt 7, 6). Jeśli słowo nie dociera, to nie dlatego, że słowo jest słabe i nie dlatego tylko, że kapłan jest źle przygotowany do kazania. Bardzo często słowo Boga trafia na kamień, na beton, którego nie może przebić.
I wreszcie dzięki słowu kapłańskiemu, z mocy i nakazu Chrystusa, słowo wypowiadane staje się ciałem, Jezus Chrystus staje się obecny w Hostii, jak gdyby ujawnia się wreszcie. Mówimy, posługując się językiem scholastycznym, że Jezus jest ukryty pod postaciami Chleba i Wina. Powiedzmy prościej: jest i ma określoną postać. Rozeznają Go w Chlebie
i Winie ci, którzy mają wiarę – taką wiarę, która przenika poza zasłony Chleba i Wina. „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: To jest Ciało moje”. Gdzie jest Ciało Jezusa Chrystusa, tam jest Chrystus. A skoro jest, to zbliża się za każdym razem, wyłania się jakby z tej niewidzialnej sfery Boga, aby pobudzić nas do zbliżenia się ku Niemu. Następuje to podczas Komunii świętej. Adoro Te, devote, latens Deitas, quae sub his figuris vere latitas. Kłaniam Ci się nabożnie, Boże utajony (wołał Tomasz z Akwinu), prawdziwie przymiotami tymi osłoniony. Tobie się me serce w całości poddaje, bo tu Cię rozważając zupełnie ustaje, Tibi se cor meum totum subicit, quia te contemplans totum deficit. Jak to „ustaje” człowiek, kiedy spotyka Chrystusa? Bo „serce się Jemu w całości poddaje”. Na tym właśnie polega doskonałe uczestnictwo we Mszy świętej.
Św. Ludwik Grignon de Montfort, mówiąc o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, widział w Jej pokornym fiat, „niech się tak stanie”, w Jej „Amen” wypowiedzianym wobec propozycji Boga, to samo, co Jezus Chrystus wypowiedział wobec woli swego Ojca, raz na początku: „Oto idę, Ojcze, aby pełnić wolę Twoją” (por. Hbr 10, 5-9), a drugi raz przy końcu swej drogi, w Ogrojcu, kiedy mówił: „Oddal ode mnie ten kielich, ale niech się stanie tak, jak Ty chcesz” (por. Mt 26, 39; Mk 14, 36; Łk 22, 42).
Tak więc dla właściwego uczestnictwa we Mszy świętej jest czymś niesłychanie istotnym uświadomienie sobie obecności Chrystusa
w sprawowanej Eucharystii i uświadomienie sobie Jego jakby dynamicznego zbliżania się z proklamowanym orędziem o konkretach woli Ojca. Gdy sobie bowiem to uświadomimy, motywacja naszej wiary, nadziei i miłości staje się pełniejsza: wiemy, po co przyszedł, i wiemy, czego chce: oto staje przed nami w kształcie nie tylko postaci Chleba i Wina, ale w kształcie ukrzyżowanej Miłości. Wszędzie tam, gdzie się odprawia Msza święta, gdzie jawi się Chrystus w Chlebie i Winie, musi być wizerunek Ukrzyżowanego. Czasem wspaniały, wyeksponowany w głównym ołtarzu, czasem mały i skromny, ale zawsze przypominający to samo: „dla nas i dla naszego zbawienia”.
Czytamy więc w księdze Liturgii Godzin poprawnie (digne)
i uczestniczymy w Eucharystii poprawnie wtedy, kiedy łączymy naszą świadomość (attente) z decyzją (devote). Podczas całej Mszy świętej ta świadomość i ta decyzja mają towarzyszyć rozwijającym się etapom obrzędu, ale owo crescendo wzrasta od momentu przeistoczenia, kiedy ostatnia zasłona osłaniająca Chrystusa zostaje zerwana. Pojawienie się Chrystusa w Hostii domaga się od nas najpełniejszego współbrzmienia: zaczyna się nasze wchodzenie w głąb Jego tajemnicy, jak w tym tytule książki „Od Eucharystii do Trójcy Przenajświętszej”. Uświadamiamy sobie, że Chrystus „dla nas i dla naszego zbawienia” zstąpił na ołtarz i jest tu z nami, a my, wspominając to, ofiarujemy siebie w zamian.
Komunia święta jest tego znakiem najbardziej wyraźnym. Mówimy: Przyszedłeś, Panie Jezu, przyjmuję Ciebie, mam Ciebie w sobie i oddaję Ci się do dyspozycji, abyś mnie posłał dokąd chcesz...
Msza kończy się rozesłaniem: „Idźcie, Ofiara spełniona”.
* * *
Z rekolekcji głoszonych do Wspólnoty Przenajświętszej Trójcy, Sandomierz 1974, fragmenty trzeciej konferencji:
Jest w sprawowaniu Eucharystii coś przedziwnego. Są kapłani, którzy potrafią niejako odsłonić welon, który okrywa Hostię, i ukazać Chrystusa. Czas Mszy świętej przestaje być czasem. Czas jest kategorią doczesną. Kiedy Bóg interweniuje w sposób najbardziej skondensowany, kiedy po prostu Bóg jest, to tam, gdzie jest Bóg, czasu nie ma, bo tam jest wieczność.
Zapamiętajcie to sobie. Księdzu łatwiej chyba, bo wtedy, kiedy całuje ołtarz na początku Mszy świętej i na końcu – są w każdej Mszy dwa pocałunki – łatwiej jest mu pomyśleć, że w tej chwili wchodzi w wieczność, jest pół godziny po drugiej stronie i wychodzi potem znowu w czas... Jak bardzo taka postawa, taka świadomość tego, co się dzieje na ołtarzu – świadomość przedarcia się poprzez zasłonę na drugą stronę i wyjścia po chwili z namiotu spotkania – jak bardzo ta świadomość kształtuje nasze samookreślenie i jak bardzo nam wytycza interpretację wszystkich poszczególnych sytuacji życiowych...
Kiedy mówimy o Eucharystii jako o centrum naszego życia, ponieważ w Eucharystii jest obecny Chrystus, to pamiętajcie o bardzo ważnej rzeczy: że w Eucharystii nie jest ukryty Chrystus z jakiegoś poszczególnego okresu swojego życia, nawet bym powiedział więcej: nie jest ukryty i obecny Chrystus ze szczytowego momentu swojego życia, z momentu śmierci
i zmartwychwstania – w Eucharystii jest ukryty Chrystus cały. Od wcielenia aż do w-niebo-wstąpienia. Używa się jeszcze tego słowa w szerszym kontekście: od ukrytego życia w łonie Trójcy Przenajświętszej, poprzez wcielenie, poprzez wszystkie tajemnice Jego życia, do misterium paschalnego przejścia przez śmierć z powrotem do Ojca i do zesłania Ducha Świętego, i przyjścia powtórnego na sąd. I również w trzecim znaczeniu używa się określenia „Chrystus cały”: do tej postaci Chrystusa, który łączy równocześnie i przygarnia całą ludzkość jako umiłowaną swoją Oblubienicę. Cała ludzkość jako Ciało Mistyczne Chrystusa tworzy z Głową – która jest po drugiej stronie zasłony, która żyje już po przejściu śmierci i znowu jest
z Ojcem – tworzy jedno wielkie Ciało i jeden wielki organizm. I Ciało Kościoła oddycha płucami Chrystusa, myśli Jego mózgiem i kocha jego sercem.
Kiedy stajemy przed Chrystusem eucharystycznym, stajemy wobec tych tajemnic i zanurzamy się w te tajemnice. Kiedy mówię: w Eucharystii przebywa Chrystus cały, to chcę wam powiedzieć, żebyście widziały w Eucharystii tę wielką wizję – wizję, która sięga ukrytego życia Chrystusa w Trójcy, i że po to spożywamy Eucharystię, aby między sobą zawrzeć jeszcze bardziej ścisły pakt i związać się na dolę i na niedolę przez miłość Jezusa Chrystusa, w którym uczestniczymy. Bo można powiedzieć, że w misterium Chrystusa dominuje jedna tajemnica: tajemnica Jego miłości ku nam. Wszyscy, którzy spożywamy z jednego Chleba i pijemy
z jednego Kielicha, stanowimy wspólnotę. To ma swoje ogromne konsekwencje.
Wiecie o tym, że świat tego nie rozumie. Wiecie o tym, że chrześcijanie bardzo rzadko to rozumieją. I dlatego pamiętajcie, że jeśli wam jest dane uczestniczyć codziennie w Eucharystii, to wy musicie mieć ogromną wrażliwość na to czucie – nie z Chrystusem, ale czucie w Chrys-tusie. Że wy jesteście cząstką tego wielkiego organizmu, który pulsuje jednym krwiobiegiem.
Czy wam się nie wydaje, że to, co ja mówię w tej chwili, jest tak zawrotne, że gdybyśmy to rozumieli, to chyba rozumielibyśmy już wszystko? I czy od razu widzicie aplikacje praktyczne, jak taki światopogląd kształtuje nasze powołanie życiowe, naszą misję życiową, zadanie, jak interpretuje nasze posługiwanie wśród ludzi, jak determinuje nasze kroki? Czy wy wiecie, że Chrystus na sądzie, czyli na samym końcu, przy ostatecznym spotkaniu, jak zapisali Ewangeliści, będzie pytał: „Byłem nagi i odzialiście Mnie, byłem głodny i nakarmiliście Mnie, byłem spragniony
i napoiliście Mnie” (por. Mt 25, 35-36)? To wskazuje na wymiar horyzontalny, ale równocześnie przypomina, że to On był w nich!
Kto się patrzy w punkt, w Centrum, musi się patrzeć równocześnie na opłotki. Oto właśnie pointa, którą chcę wam ukazać: związać Centrum
z opłotkami. Wymodlić sobie w ogromnej pokorze widzenie wszechogar-niające, syntetyczne, takie widzenie, które naraz chwyta i ołtarz, i opłotki,
i Chrystusa, i ludzi, i razem to wszystko spina jedną wielką Miłością.
Jeszcze raz powrócę do tego przykładu: kiedy na początku Mszy świętej wchodziliśmy za zasłonę do Przybytku, do Sanktuarium, możemy sobie wtedy dopracować takie pytanie, bardzo konkretne: pokaż, co niesiesz, coś dzisiaj przyniósł, co przyniosłeś dzisiaj, co jest twoim wkładem? Bo kiedy będziemy wychodzić, przekraczając zasłonę Sanktuarium, zapyta nas odźwierny, który pilnuje Sanktuarium: czy jesteś świadom, jaki ty Dar wynosisz? Wtedy zobaczymy, że jedno zagadnienie urośnie do rangi bardzo istotnej, mianowicie chęć jeszcze większego poznania tej Miłości, która przychodzi do nas. Wyobraźcie sobie tak plastycznie: przychodzisz ze swoim darem, kładziesz ten dar na ołtarz – i pochylają się ku tobie Ręce, które ten dar przyjmują, Ręce Pana naszego Jezusa Chrystusa. I przez chwilę te gesty zatrzymują się... Gdyby można było tak blisko podejść, aby powiedzieć: Panie, jeszcze więcej mi powiedz, co dalej, którędy?
I wtedy chyba trzeba sobie dopracować – aby pojmować to „jeszcze więcej” –rozumienie obecności Chrystusa podczas Mszy świętej. Chrystus najpełniej jest obecny w Hostii. Przez całe wieki broniliśmy Jego obecności
w Hostii, Jego realis praesentia, rzeczywistej obecności w Hostii, przeciwko wszelkim herezjarchom, bo mówili, że Go w Hostii nie ma. Dzisiaj wiara nasza nam mówi, że chodzi o jeszcze inne sposoby Jego obecności. Chrystus jest obecny podczas Mszy świętej, w Eucharystii, na kilka sposobów. Jest przede wszystkim obecny wtedy, kiedy ludzie się zgromadzą. Już jest: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię moje, tam Ja jestem pośród nich” (por. Mt 18, 20). Jest obecny wtedy, kiedy zaczyna się czytać wobec zgromadzenia Słowo Boże i wyjaśniać to Słowo – i to Słowo Pisma świętego czytane
w zgromadzeniu eucharystycznym ze względu na zgromadzenie i ze względu na Hostię, która za chwilę będzie, jest słowem samego Chrystusa. I wreszcie w Hostii najpełniej wyraża się sam Pan.
Począwszy od zgromadzenia, kiedy czekacie na Mszę świętą
i schodzicie się, czy podchodzicie pod zasłonę, którą za chwilę rozsuniemy
i wejdziemy, już Pan jest. Jest jak obecny ktoś w ciemnym pokoju, którego się czuje niemal poprzez swoje radary. Już jest. A kiedy zaczyna mówić, to mówi On sam. Słuchajcie Pisma świętego czytanego w kościele z wielką wiarą i z wielką miłością i uważajcie bardzo, bo to jest słowo samego Chrystusa skierowane hic et nunc do was. Chcecie konkretów? Każde słowo wypowiedziane w kontekście sprawowanej Eucharystii jest skierowane do nas. Czy nie zauważyłyście czasem przedziwnej zbieżności słowa z tym, co wy same przeżywacie? Przychodzisz do kościoła ze swoim światem, ze swoimi problemani, a tu nagle słyszysz to właśnie, w sam raz!
Co za wspaniałe rzeczy w jednej półgodzinnej okazji spotkania
z Chrystusem obecnym! W jaki sposób dojść do tego codziennego celebrowania, sprawowania, współsprawowania z kapłanem i z Chrystusem nie tylko Ofiary, ale dialogu, dialogu przymierza, dialogu oblubieńczego, który więź zaciska coraz bardziej, który nas wprowadza w sferę Boga samego? W jaki sposób to robić najpełniej, kiedy właśnie tutaj będzie każdego dnia wytyczanie dla nas naszego zadania życiowego?
Dużo jeszcze można by dać wskazówek praktycznych. Trzeba konkretnie poznawać choćby te aspekty, które nam powszednieją, trzeba czytać nowe publikacje na temat Mszy świętej. Z wielu, z tysiąca książek, które się ukazują, te stanowią rodzaj najcenniejszy: ciągle rozeznawać to Centrum i sposób docierania do samego dna tego Centrum. Rzecz wtóra: nie zapomnijcie o przygotowaniu i dziękczynieniu. Ponieważ dziękczynienie to znaczy po prostu Eucharystia, eucharistia, są dzisiaj takie kierunki, które mówią, że cała Msza jest dziękczynieniem. Mówię wam znowu dzisiaj, nie tylko jako rekolekcjonista, ale jako liturgista: pamiętajcie, że chyba tajemnicą, sekretem poprawnego sprawowania Eucharystii jest jednak skupienie przed, w czasie i po Mszy świętej.
Następna sprawa – to żeby jednak na każdą Mszę świętą (bardzo praktyczna rzecz!) przynieść konkret. Kiedy księdza jeszcze nie ma przy ołtarzu, zrób krótki rachunek sumienia: co ja dzisiaj dam?
I tu wam powiem chyba rzecz najważniejszą z tego wszystkiego, co wam powiedziałem w tej konferencji. Kiedy przerazisz się raz czy drugi pustych rąk na Mszy świętej, bo tak można tego doświadczyć, zrozumiesz, że chyba to jest tak, jak Chrystus powiedział o nienawiści, że jak masz coś przeciw bratu swemu, zostaw swój dar i idź pojednaj się,
a potem wróć i złóż dar – tak samo i tutaj jest pewna analogia: jeśli masz puste ręce, to wyjdź albo zrób postanowienie: nigdy więcej...
* * *
Słowo Księdza Biskupa do kleryków – w październiku 1995 (fragment):
Spróbujcie kiedyś poobserwować ludzi wchodzących do kościoła. I tych świeckich, i tych duchownych. Pilnie się im przypatrujcie. Nie żeby krytykować, tylko żeby spostrzec, na jakim etapie interpretacji tego fenomenu, jakim jest świadomość obecności Chrystusa, jesteś ty sam. Tutaj wszelkie gry demaskują się natychmiast. Istnieje pewna autentyczność bycia z Obecnym.
Mówi się, że na naszych oczach desakralizuje się społeczeństwo. Ludzie wierzący tracą poczucie sacrum. Co to znaczy i skąd bierze się poczucie sacrum? Poczucie sacrum jest zajęciem stanowiska wobec Świętego i Najświętszego, wobec Jego Obecności. Kto czuje Obecnego, ma poczucie sacrum. Kto nie czuje Obecnego, to nie pomoże mu w tym ani wystrój kościoła, ani architektura, ani szaty, żadne bogactwo – choć mogą nastrajać ku temu. Poczucie Sacrum bierze się z wiary żywej, to znaczy wiary miłującej, i ze świadomości tego, kim jest Bóg.
W tych samotnych spotkaniach wieczornych, w rannych medytacjach,
a zwłaszcza w sprawowaniu świętej Liturgii – podczas Mszy świętej – starajcie się mieć żywą wiarę w Obecnego i pamiętajcie, że to jest najważniejszy wątek w kapłaństwie. Jeżeli będziesz miał w sobie ten wewnętrzny „radar”, tę różdżkę, która reaguje na Obecnego, nie przejdziesz obok Niego bez głębokiego skłonu do ziemi, nie przejdziesz bez uklęknięcia, nie przejdziesz bez zatrzymania się – ale będziesz się nasycał Jego obecnością. Odkryjesz heroizm kapłańskiej posługi. Jeśli to zlekceważysz, będziesz tylko sługą, który „nie wie, co czyni pan jego” (por. J 15,15) i będzie cię uciskać wszystko, co jest w kapłaństwie.
* * *
Zawsze pełni zdumienia stajemy wobec cudu Eucharystii.
Wieczernik – na tym polega cud – Wieczernik jest drzwiami,
przez które się wchodzi na Golgotę.
Tysiące Wieczerników, jedna Golgota.
† Bp Wacław Świerzawski
Największe dzieło Boga wszechmogącego:
Przenajświętsza Eucharystia.
Ile trzeba czystości serca,
żeby wiara przeniknęła poza zasłonę tego, co widać,
ile zawierzenia słowom Chrystusa, ile miłości !
† Bp Wacław Świerzawski
I znowu jesteśmy w Wieczerniku.
Miłosierny Bóg pozwolił nam każdego dnia iść drogą do Golgoty,
zanim dotrzemy do tego ostatniego etapu,
kiedy już do Wieczernika się nie wraca.
† Bp Wacław Świerzawski